Spięcie w studiu Radia ZET. Minister edukacji grozi dziennikarce pozwem

Spięcie w studiu Radia ZET. Minister edukacji grozi dziennikarce pozwem

Dodano: 159
Nowy minister edukacji Dariusz Piontkowski był gościem Beaty Lubeckiej w studiu Radia ZET.
Nowy minister edukacji Dariusz Piontkowski był gościem Beaty Lubeckiej w studiu Radia ZET. Źródło: YouTube / Radio ZET
Szefa resortu edukacji Dariusza Piontkowskiego zdenerwowało pytanie jednego ze słuchaczy.

Nowy minister edukacji Dariusz Piontkowski był gościem Beaty Lubeckiej w ubiegły piątek. Na antenie Radia ZET szef resortu edukacji mówił między innymi o kwestii podwyżek dla nauczycieli oraz rozmów ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego.

Polityk grozi dziennikarce pozwem

W drugiej, internetowej części programu, w trakcie rozmowy z dziennikarką, ministra Piontkowskiego zdenerwowała uwaga jednego ze słuchaczy.

Beata Lubecka cytując pytanie słuchacza, odniosła się do sprawy z 15 stycznia 2008 roku. Chodzi o sytuację, kiedy Piontkowski, już po odwołaniu ze stanowiska marszałka województwa podlaskiego, podpisał (jako marszałek), kilka dokumentów związanych ze sprawami kadrowymi. Po zawiadomieniu przez prokuraturę sądu, sprawę została zbada i chociaż sąd uznał, że polityk naruszył prawo, to jego wina nie jest znaczna (choć nie znikoma) i że "nie wyrządził żadnej szkody zarówno w sferze sprawnego dalszego funkcjonowania województwa i osobom trzecim". Sąd warunkowo umorzył postępowanie na rok. Wyrok uprawomocnił się 20 września 2013 roku. Okres próby przebiegał bez zakłóceń i zakończył się 20 września 2014 roku" – opisał sprawę serwis Konkret24.

– Czy wypada osobie skazanej prawomocnym wyrokiem piastować stanowisko ministra edukacji. Czy to dobry przykład dla młodzieży – cytowała pytanie słuchacza, w związku ze wspomnianą sprawą, Beata Lubecka.

– Warto, by ten słuchacz uważnie czytał informacje, które do niego docierają – stwierdził w odpowiedzi Piontkowski. – Zdaniem nieżyjącej już dyrektor generalnej można było je podpisać (dokumenty – red.), ponieważ według niej i według prawa, funkcję pełni się do końca dnia, w którym się odwołało. Interpretacja sądu w tej sprawie była inna. Sąd umorzył postępowanie stwierdzając, że podpisanie dokumentów dotyczących tych dwóch osób ani nie naraziło skarbu państwa na jakąkolwiek stratę, ani ja nie przywłaszczyłem żadnych środków, bo niektórzy mogliby sugerować, że zrobiłem to z jakichś innych pobudek. Nie było więc żadnego wyroku skazującego tylko umorzenie postępowania – komentował sprawę z 2008 roku minister.

– Nie no, wyrok skazujący był… – stwierdziła w odpowiedzi Lubecka, czym zirytowała polityka.

– Jeśli jeszcze raz powtórzy pani „wyrok skazujący” to pozwę panią do sądu – stwierdził ostro Piontkowski, który dalej tłumaczył: „Było umorzenie postępowania, ponieważ nie było stwierdzone, abym naraził na szkodę finanse publiczne ani przywłaszczył sobie pieniądze, natomiast interpretacja sądu była inna. Według niego nie powinienem już podpisywać dokumentów, ponieważ wraz z momentem odwołania przestałem mieć prawo do podpisywania dokumentów. Natomiast część prawników twierdziła, że do końca dnia mogę to zrobić. To była sprawa precedensowa. Dziś nie ma wątpliwości, że wraz z odwołaniem nie można podpisywać dokumentów”.

twitter

Na kolejne pytanie dziennikarki, dlaczego polityk zdecydował się na odwołanie się od wyroku sądu z 2013, skoro się z nim nie zgadzał, Piontkowski stwierdził: „Uznałem, że dalsze postępowanie niewiele tutaj zmieni, dlatego nie odwoływałem się”. – Orzeczenia, nie wyroku. Gdyby był wyrok skazujący, nie mógłbym pełnić funkcji publicznych i straciłbym wtedy mandat poselski – dodał polityk.

Czytaj też:
Nowy minister edukacji: My tego cyrku nie organizowaliśmy
Czytaj też:
Rzońca: Nowy szef MEN gwarantuje brak zgody na ideologię LGBT

Źródło: Radio Zet / konkret24.tvn24.pl
Czytaj także