Potrzebna jest zmiana prawa
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Potrzebna jest zmiana prawa

Dodano: 
Ikea
Ikea Źródło: PAP / Anders Wiklund
Pierwszy raz w Paradzie Równości, jak oficjalnie przynajmniej nazywa się ten marsz, wzięło udział aż tylu przedstawicieli różnych firm i globalnych marek. Jak przystało na specjalistów od wciskania ludziom kitu, każdy z nich miał gębę pełną frazesów o wolności, różnorodności i tolerancji. Im bardziej wymyślna funkcja i im bardziej skomplikowana nazwa obca, tym więcej banałów można było usłyszeć.

I tak choćby cytowany przez Wirtualnemedia.pl jakiś pan z The Coca-Cola Company powiedział: „DNA marki Sprite opiera się na autentyczności. Sprite wierzy w to, że każdy ma prawo do bycia tym, kim chce, oraz w wolność do wyrażania tego”. Inny mędrzec z firmy Nielsen mówił: „Pracownicy Nielsena zdecydowali się na udział w tegorocznej Paradzie Równości, by dać wyraz swoim przekonaniom i potwierdzić, że wierzą w to, iż różnorodność jest czymś pozytywnym, że różnorodność ma łączyć, nie dzielić”. Podobnie marsz poparli przedstawiciele wielu innych firm: Procter & Gamble, Google, IBM, BNP Paribas, Citibank, JP Morgan, Microsoft, Johnson & Johnson itp., itd.

Rzecz to w Polsce nowa i do tej pory na taką skalę nieznana. Okazuje się bowiem, że kupując lody, oglądając telewizję albo otwierając konto w banku, klient, za sprawą szefów tych firm, zostaje poniekąd zmuszony do udziału w prowadzonej przez nie kampanii ideologicznej. Nie ma chyba bardziej chamskiej i bezwstydnej formy – nie wiem, jak to nazwać – korsarstwa? grabieży? nadużycia zaufania? Jakim prawem pieniądze i zyski – a cokolwiek opowiadaliby PR-owcy tych firm, z pewnością znacząca część zysków wygenerowana przez nich w Polsce pochodzi od klientów niechętnie patrzących na rewolucję LGBT – przeznaczane są na walkę ze świadomością i z przekonaniami tych klientów? Jakim prawem ludzie, którzy przedstawiają się najpierw jako sprzedawcy usług – bankowych, żywnościowych, komunikacyjnych, meblarskich – nagle zaczynają występować za pieniądze zdobyte ze sprzedaży tychże usług w roli nauczycieli moralności? Do diabła, co to ma wspólnego z „tolerancją i różnorodnością”?

Globalne marki powstały poza Polską i korzystają z prawa gościnności. Jak to zatem możliwe, żeby w kraju, który je życzliwie przyjmuje, postanowiły traktować nagle gospodarza, jakby był niedouczony i nieświadomy? Obrzydliwy to przejaw imperializmu kulturowego, poczucia wyższości i pogardy dla polskich „tubylców”, którym menedżerowie tego i owego niosą teraz kaganek oświaty. Nie da się ukryć, że wszystkie te piękne słówka skrywają lekceważenie nie dość „skolonizowanych” polskich tubylców i pogardę dla nich.

Wszystko to dzieje się całkowicie wbrew umowom i z oczywistym pogwałceniem reguły zaufania: do tej pory żaden ze zwykłych klientów nie wiedział, że kupując wyroby tej lub owej marki, opowiada się za rewolucją LGBT. Ludzie ci zatem zostali oszukani, a wielkie korporacje, korzystając ze swojej przewagi i z potęgi finansowej, zachowały się jak typowi oszuści; sprzedając jeden towar, wepchnęły odbiorcom coś, na co się z klientami nie umawiały: ideologię LGBT. Udział przedstawicieli „globalnych marek” w marszu ma jeszcze jeden wymiar. Publicznie angażując się po stronie LGBT, szefowie tych firm dają też jasny sygnał swoim pracownikom: chcecie u nas robić karierę, musicie śpiewać w jednym chórze z LGBT. Chcecie awansować, chcecie dostawać podwyżki, musicie popierać rewolucję. Okazuje się, że pod tym względem wielkie korporacje niewiele różnią się od komunistycznej PZPR: kto chciał robić karierę, ten musiał się dostosować. Musiał, przynajmniej oficjalnie, być po linii i na bazie.

Jak się przed tym bronić? W jaki sposób uchronić się przed symboliczną przemocą, wspieraną przez globalne marki? Na szczęście jest jeszcze państwo. Być może rozwiązaniem byłaby zatem taka zmiana prawa, która umożliwiłaby zarówno klientom, jak i pracownikom owych szacownych korporacji występowanie do sądu przeciw swoim szefom i bronienie się w ten sposób przed próbą narzucenia im lewackiej ideologii. Być może konieczna jest nowa ustawa, która chroniłaby sumienia Polaków przed ideologiczną urawniłowką narzucaną przez szefostwo globalnych firm. Potrzebne jest prawo, które w przypadku tak drastycznego naruszenia reguł – kiedy to firma zaczyna prowadzić działalność sprzeczną z zasadami współżycia społecznego, a tym jest opowiedzenie się przeciw zasadom prawa naturalnego – pozwoliłoby mi – czy to klientowi, czy to pracownikowi – domagać się odszkodowania za naruszone zaufanie. Oszustów, a nimi są sprzedawcy ideologicznych bajek, trzeba karać. To jedyny sposób, by otrzeźwieli.

Artykuł został opublikowany w 25/2019 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także