– Liczę na to, że ten wyspecjalizowany wydział prokuratury rzetelnie zbada działania wciąż aktywnych ludzi z układu podkarpackiego, którzy chcą mnie zastraszyć i podważyć moją wiarygodność – mówi dziennikowi Marek K. Przekonuje, że nie przestanie śledzić mafijnych powiązań w regionie. – Jak mnie nie pozbawią życia, to mnie nie złamią – zapewnia.
Chodzi o znanego podkarpackiego biznesmena, któremu w sierpniu grożono już podłożeniem bomby w samochodzie. Jak informowała osoba, która ostrzegła Marka K., groźby pochodziły z układu podkarpackiego - tego, który latami ukrywał ukraińskich sutenerów. Przestępcy mogli w związku z tym prowadzić w regionie agencje towarzyskie.
Teraz krakowski oddział PK wszczął śledztwo z dwóch artykułów. Mowa o "przygotowywaniu zdarzenia, które zagrażałoby życiu lub zdrowiu Marka K. i jego mieniu w znacznych rozmiarach" oraz gróźb karalnych mających „wywrzeć wpływ" na K. w związku z jego zeznaniami w różnych śledztwach.
– Z uwagi na dobro postępowania przygotowawczego nie udzielamy bliższych informacji co do przedmiotu i zakresu prowadzonych czynności – odpowiada "Rz" Prokuratura Krajowa.
Groźby pod adresem biznesmena były kierowane latem tego roku, po zagadkowej śmierci boksera Dawida Kosteckiego. To właśnie Marek K. przekonał go do zeznawania ws. gangu podkarpackiego i ukraińskich sutenerów - Jewgienija i Aleksieja R., którzy przez kilkanaście lat zajmowali się seksbiznesem, prowadząc agencje towarzyskie. Przestępcy działali bezkarnie, bo - jak pisała "Rz" - funkcjonariusze dawnego CBŚ mieli chronić ich i korzystać z usług w ich agencjach.
Czytaj też:
"Rzeczpospolita": Seksafera na Podkarpaciu z ukraińskimi służbami w tle