Polityk PiS przyznaje: W Senacie przegraliśmy trochę na własne życzenie

Polityk PiS przyznaje: W Senacie przegraliśmy trochę na własne życzenie

Dodano: 
Jan Maria Jackowski, senator PiS
Jan Maria Jackowski, senator PiS Źródło: PAP / Tomasz Gzell
PiS-owi nie udało się uzyskać większości w Senacie trochę na własne życzenie. Były okręgi, gdzie mandat był w polu zasięgu - uważa senator tej partii Jan Maria Jackowski.

W wyniku niedzielnych wyborów parlamentarnych Prawo i Sprawiedliwość utraciło większość w Senacie. I tak, partia rządząca w izbie wyższej będzie miała 48 swoich przedstawicieli, a Koalicja Obywatelska 43. Ponadto, niezależni kandydaci zdobyli 4 mandaty, PSL - 3, a SLD - 2. Platforma Obywatelska już szykuje się do wskazania swojego kandydata na marszałka Senatu. Z kolei media spekulują, że PiS będzie jednak próbowało "podebrać" senatorów innym formacjom, lub tych niezależnych i odzyskać utraconą wiekszość.

Powyborczą sytuację skomentował w rozmowie z "Rzeczpospolitą" senator PiS Jan Maria Jackowski. Zdaniem polityka, jego formacja nie uzyskała większości w izbie wyższej, ponieważ zadziałał pakt senacki opozycji. – Ale z drugiej strony, ta sytuacja powstała trochę na własne życzenie, z tej prostej racji, że były okręgi, gdzie mandat był w polu zasięgu – wskazał. Jako przykład Jackowski podał okręg numer 63, gdzie o mandat oprócz kandydata PiS ubiegał się wykluczony z tej partii Waldemar Bonkowski. W ocenie senatora, można było prowadzić rozmowy polityczne, aby Bonkowski zrezygnował ze startu.

Jako drugi przykład, gdzie była - zdaniem senatora - "absolutna możliwość zdobycia mandatu" przez PiS, Jackowski podał Lublin. Nie udało się, bo wystawiono tam mniej popularnego kandydata.

– Te dwa mandaty dawałyby zupełnie inny obraz obraz sytuacji – ocenia rozmówca "Rzeczpospolitej". – Senat będzie teraz głównym poligonem doświadczalnym opozycji do wykuwania strategii politycznych – dodaje.

Czytaj też:
"Komfort rządzenia się skończył". Szczere słowa senatora PiS: Dotychczasowy styl będzie musiał ulec zmianie

Źródło: Rzeczpospolita
Czytaj także