Wellisz: Onet zawzięcie atakuje wykorzystując nieznajomość realiów amerykańskich

Wellisz: Onet zawzięcie atakuje wykorzystując nieznajomość realiów amerykańskich

Dodano: 
Polska Fundacja Narodowa
Polska Fundacja Narodowa
Polska i Ameryka to odrębne dwa światy i inaczej się w nich rozmawia, inne rzeczy przekonują – podkreśla Anna Wellisz z White House Writers Group (WHWG) współpracującej z Polską Fundacją Narodową . – Dobrym przykładem są reklamy, które zorganizowaliśmy dla PFN: w Polsce były wściekle atakowane, a w Stanach były entuzjastycznie przyjęte: oglądało je łącznie 130 milionów ludzi i spot świąteczny dodatkowo spopularyzował syn Prezydenta Trumpa na Twitterze – wskazuje w rozmowie z DoRzeczy.pl.

Onet.pl sporo zarzuca współpracy Polskiej Fundacji Narodowej z Państwa firmą.

Anna Wellisz: Zarzuty są bezpodstawne i przyznam, że szokujące. Onet opublikował kolejny artykuł na temat firmy WHWG doskonale zdając sobie sprawę, że nasz prawnik zażądał w sądzie sprostowania kłamstw i przekręceń na nasz temat publikowanych seryjnie od 17 września 2019. Onet również wie, że w związku z tymi publikacjami złożyliśmy przeciwko nim pozew. Myślę, że aby dokładnie zrozumieć to, na czym ta współpraca PFN z firmą WHWG polega, warto poznać szerszy jej kontekst.

To znaczy?

To znaczy, że staramy się przezwyciężyć kilkadziesiąt lat powojennej narracji anty-polskiej o antysemityzmie i tendencjach faszystowskich Polaków. Wtedy miała ona na celu moralne usprawiedliwienie Zachodu za zgodę na zabór Polski. Po wyborach w roku 2015 media zachodnie powróciły do tej samej, skutecznej jak się okazuje, retoryki. Bo po wyborach Polska miała w Stanach Zjednoczonych i na całym Zachodzie naprawdę fatalną prasę. Mówiąc fatalną nie chodzi mi bynajmniej o to, że krytykowano polskie władze. Chodzi o to, że wytworzona została taka atmosfera, że opiniotwórcze środowiska w Stanach Zjednoczonych, niezależnie od opcji politycznej, faktycznie uwierzyły w to, że w Polsce dzieje się coś złego, zaczyna panować proto-dyktatura, rodzi się faszyzm. Stanowiło to sprzeniewierzenie się przez Polskę wartościom państw sojuszu transatlantyckiego i było dla Polski niezwykle groźne, ale również bardzo groźne dla bezpieczeństwa NATO, ponieważ oznacza to de facto publiczne podważanie sensu artykułu 5 NATO w stosunku do kraju członkowskiego sojuszu. Wszyscy Amerykanie życzliwi Polsce i rozumiejący, że ta wroga retoryka zagraża nie tylko Polakom, ale całemu sojuszowi transatlantyckiemu, a więc również Stanom Zjednoczonym, obserwowali sytuację z dużym niepokojem. Dla Polski sytuacja była wyjątkowo groźna: w tamtym czasie nie broniłby jej nikt. Nie pomagał Polsce fakt, że po wyborach nie nastąpiła zmiana w ambasadzie Polski w USA, a więc nie było źródła narracji, która zaprzeczałaby negatywnym i najbardziej karykaturalnym doniesieniom prasy. Dodatkowo, wiele osób nad Wisłą nie zdaje sobie sprawy z faktu, że rezydencja polskiego ambasadora przez płot sąsiaduje z rezydencją wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. W Waszyngtonie panowała nieoficjalna opinia, że ówczesny ambasador RP wyrobił sobie dobre towarzyskie kontakty ze swoim sąsiadem, wiceprezydentem USA Joe Bidenem i zręcznie ich używał – bo pamiętajmy, że był to jeszcze czas prezydentury Baracka Obamy.

Za prezydentury Donalda Trumpa sytuacja chyba się zmieniła?

Zdecydowanie tak, jak wskazywała na to wizyta Prezydenta w Polsce, choć tuż po rozpoczęciu naszego projektu, miał jednak miejsce poważny kryzys w postaci nieszczęsnej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. I wbrew temu co myśli się w Polsce – to nie kwestia żydowska miała kluczowe znaczenie przy fatalnej ocenie tej ustawy. Chodziło przede wszystkim o kwestie wolności słowa. W Stanach Zjednoczonych uznano, że polska ustawa o IPN wolność słowa narusza, wręcz kryminalizuje. A akurat to jedna z nielicznych kwestii, w których w Waszyngtonie panuje zgoda ponad podziałami. Wszystkich – od lewicy, po prawicę. I przedstawiciele elit prywatnie mogli z nami rozmawiać, ale na promowanie Polski był ban. Do tego stopnia, że jak próbowaliśmy zamieścić w prasie artykuł na temat Marca 68, znajomy redaktor w jednej z czołowych gazet amerykańskich powiedział wprost, że artykuł mu się podoba, ale tak długo jak Polska ogranicza wolność słowa nie będzie opinii z Polski rozpowszechniał. O ironio, artykuł opublikowaliśmy w Izraelu, gdzie był przyjęty z zainteresowaniem. Nie muszę chyba tłumaczyć jak bardzo niekorzystna była ta sytuacja.

No dobrze, a co to ma wspólnego z Polską Fundacją Narodową i Państwa firmą – White House Writers Group, Inc.?

Dwa lata temu rozpoczęliśmy współpracę z Polską Fundacją Narodową. Naszym zadaniem była poprawa wizerunku Polski właśnie wśród opiniotwórców w Stanach Zjednoczonych, a więc osób takich jak redaktorzy ważnych gazet, think tanki, doradcy decydentów amerykańskich, ci wszyscy, którzy są odpowiedzialni za kształtowanie opinii oraz polityki międzynarodowej USA. Skoncentrowaliśmy się na dwóch sprawach kluczowych dla bezpieczeństwa Polski: sojuszu NATO i zagrożenia dla Europy i Stanów związanego z rosyjsko-niemiecką współpracą energetyczną. To zagrożenie było kompletnie niezauważane, a Amerykanie rozumieli polskie podejście do energii jako kwestię businessu, a nie bezpieczeństwa narodowego.

I tu jest właśnie zarzut wobec PFN, że wybrał mało znaną organizację, do tego płaci za to dość drogo?

Co to znaczy mało znana organizacja? Mało znana komu? Wszyscy których spotykam w tym mieście znają naszą firmę, jej założycieli i moich szefów. Niedawno byłam zaproszona na spotkanie z grupą z parlamentu UE i wszyscy znali naszą firmę, stąd moje zaproszenie. Więc dla kogo organizacja jest mało znana? Dla czytelników polskojęzycznego Onetu? I co to znaczy drogo? Drogo z perspektywy cen polskich, gdzie usługi, które my oferujemy dosłownie nie istnieją? Dlaczego „drogo”, odpowiedź jest prosta – bo to jest Waszyngton! Tu pensje za taką pracę, jaką ja wykonuję są często siedmiocyfrowe! Kto dla Onetu przygotował analizę kosztów w jednym z najdroższych miast na świecie i stolicy najpotężniejszego państwa świata, która pozwala im twierdzić, że projekt jest za drogi? To inny świat i zupełnie inne ceny. Unikalne kompetencje, doświadczenie i kontakty ekspertów wymaganych przy projekcie dyktuje wysokość wynagrodzeń i kosztów takich projektów. Dla porównania cen, najrozsądniej jest zagłębić się w rejestr rządowy USA i szczegółowo zanalizować ceny podobnych projektów. To nie Warszawa, Kraków, czy nawet Berlin. To nie Europa. A co do firmy – w naszym zespole są byli prominentni członkowie czterech ostatnich republikańskich administracji i kampanii wyborczych – Ronalda Reagana, Georga Busha seniora, Georga Busha juniora, Donalda Trumpa. Są to stratedzy bezpieczeństwa narodowego, spraw międzynarodowych, radcy prawni prezydenta, członkowie prestiżowych organizacji profesjonalnych, wykładowcy uniwersytetów z głębokim kontaktami, w środowisku, z którego się wywodzą. Mam nadzieję, że to trochę wyjaśnia.

No dobrze, pozostaje pytanie, jak wyglądało to „poprawianie wizerunku”?

Na początku, jest to przede wszystkim mnóstwo spotkań, rozmów i przekonywania, w bardzo wąskim gronie. Robienie badań i ustalanie faktów, które można udostępnić różnym opiniotwórcom próbującym ustalić prawdę o Polsce, pisanie i umieszczanie artykułów pokazując inną od dotychczasowej narrację. Zbudowaliśmy portal informacyjny PolandPerspectives.org i konto Twitter, w zeszłym roku zmienione na @PL_Perspectives. To jest bardzo żmudny proces, choć niektóre rzeczy udało się zrobić szybciej. Zorganizowaliśmy w czerwcu 2018 w Waszyngtonie pierwszą od wyborów 2015 roku konferencję, której przekaz był korzystny dla Polski. Bo konferencji, spotkań i dyskusji na temat Polski było wiele, w różnych think tankach i organizacjach, ale wszystkie przedstawiały Polskę w negatywnym bardzo, karykaturalnym wręcz świetle. My wyszliśmy z założenia, że z perspektywy wizerunku dla celów bezpieczeństwa Polska jest jedna: Tematem naszego wydarzenia była Polska, NATO i bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej. Na scenie byli bardzo prestiżowi uczestnicy: profesor historii z Wielkiej Brytanii, autor najbardziej znanej biografii Churchilla i ekspert od Drugiej Wojny Światowej; laureat nagród naukowych i autor bestselleru prawa międzynarodowego „Suwerenność czy poddaństwo”; moderatorem był znany dziennikarz i profesor, który pisze cotygodniowe artykuły z cyklu „Spojrzenie na świat” w Wall Street Journal. Czwartym uczestnikiem była Minister Anders, osoba tu bardzo szanowana i lubiana, która doskonale rozumie tutejszą publiczność i poziom wiedzy o Polsce – to jest jej świat i jej język. Ta konferencja okazała się ogromnym sukcesem! Złożyło się na to wiele czynników. Przy takich wydarzeniach ważne jest aby miały koncepcyjnie dopracowany przekaz i były na tyle krótkie, aby profesjonaliści mogli zajść w drodze do pracy lub w czasie lunchu i posłuchać. Istotne jest aby taka konferencja nie była uznana za polską propagandę i dlatego nigdy nie próbowaliśmy cenzurować ani kontrolować treści, wierząc, że prawda jest po naszej stronie. Również dlatego nie było obaw przed współpracą z nami. Tak zwykle organizowane są tego typu spotkania w Waszyngtonie. Chodzi o to, że ludzie zajęci nie wezmą dnia wolnego aby posłuchać o Polsce, bo ich to po prostu za mało obchodzi. Byli obecni dziennikarze. Efekt był zauważalny szybko, choć zmiana narracji to oczywiście nie kwestia jednego wydarzenia. Nagle pojawiły się normalniejsze artykuły na temat Polski. W Waszyngtonie trwała wówczas międzynarodowa konferencja energetyczna więc była prasa z całego świata i duże zainteresowanie. Okazało się, że jest ogromny głód wiedzy na temat tego, co się tak naprawdę nad Wisłą dzieje, również w kontekście bezpieczeństwa energetycznego. Minister Anders już po konferencji udzieliła wywiadów, które były zauważone, również w Białym Domu, a było to tuż przed szczytem NATO w Brukseli. Mówiła o sprawach w Polsce dobrze znanych, ale wówczas w Stanach pozostających jakby pod radarem: o zagrożeniach związanych z ekspansywnością Rosji i Nord Stream 2, o kwestiach bezpieczeństwa Europy i NATO, o obawach sojuszników takich jak Polska obserwujących bliską współpracę Rosji i Niemiec. Są to chyba kwestie ważne dla wszystkich Polaków, niezależnie od preferencji politycznych. Tym samym, wreszcie przebił się przekaz prawdziwy, na temat Polski. Czyli, że w Polsce owszem jest ostry, bardzo ostry spór polityczny, jednak to spór i różnice zdań normalne w demokracji. Że nie ma żadnej rodzącej się tu dyktatury, ale zwyczajny dla demokratycznego państwa autentyczny pluralizm poglądów.

No tak. Tutaj jednak pojawia się inny wątek. Kwestii podróży pana Jannigera do Stanów Zjednoczonych.

Pan Janniger zapłacił z własnej kieszeni za przelot i pobyt Antoniego Macierewicza, który jak wszyscy paneliści nie powinien ponosić kosztów. To rzecz normalna. Więc pan Janniger uzyskał zwrot. Za niego nikt nie płacił. Ale atak na Edmunda Jannigera, który zresztą kilka razy przyjeżdżał za własne pieniądze na nasze wydarzenia, jest poważniejszy.

Dlaczego?

Atak na Edmunda Jannigera jest po prostu atakiem na Antoniego Macierewicza, byłego ministra obrony i zwolennika ścisłej współpracy Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Raz jeden przyjechał na organizowane przez nas wydarzenie. Ośmieszanie go i podważanie jego autorytetu jest oczywiście atakiem na opcję pro-atlantycką, którą reprezentuje. W ogóle to atak na PFN, na nasze działania, jest bardzo niekorzystny dla Polski. Wszystko to na czym się koncentrujemy od początku projektu wiąże się z obroną wizerunku Polski w kontekście bezpieczeństwa, jakie gwarantuje parasol obronny Stanów Zjednoczonych. To jest w interesie wszystkich Polaków ponad podziałami politycznymi. Bo szczerze mówiąc – nie wierzę w to, że w Polsce jest jakaś znacząca siła polityczna, która ten parasol bezpieczeństwa nad Polską chciałaby zlikwidować. Nie wierzę w to, że jest ktoś otwarcie przeciwny niepodległości Polski. A wizerunek państwa w oczach ludzi decydujących o gwarancjach obronnych dla Polski jest w tym względzie kluczowy. Ku tym ludziom jest skierowany ten projekt, który Onet tak zawzięcie atakuje, wykorzystując przy tym nieznajomość realiów amerykańskich wśród wszystkich Polaków. I dla jasności dodam, że zrozumienie Stanów Zjednoczonych, sposobu skutecznego wywierania wpływów, komunikowania interesów politycznych, podejmowania decyzji i ogólnie kultury politycznej nie ma to nic wspólnego ze znajomością, nawet dobrą, języka angielskiego. Te niuanse, o których mówię to wspólnota punktów odniesienia, zakotwiczenie we wspólnych wartościach i zaufanie do rozmówców i współpracowników, które buduje się przez długie lata. To nie jest tak, że narrację może zmienić ktoś obcy – tak jak w Polsce, tak jak na całym świecie, do ludzi można dotrzeć tylko przez osoby im bliskie. Nasza praca to nie wizyta w supermarkecie.

Ale tu chodzi o kwestie sposobu budowania tego wizerunku, kontrowersje temu nie służą?

Jest jednak ważna rzecz, kluczowa i wszyscy komentatorzy wydają się o tym zapominać: ten projekt jest przygotowany na Stany Zjednoczone, na informowanie i przekonywanie elit opiniotwórczych tu, w Waszyngtonie, a nie na przekonywanie opinii publicznej w Polsce lub polskich decydentów. Polska i Ameryka to odrębne dwa światy i inaczej się w nich rozmawia, inne rzeczy przekonują. Opinia publiczna w Polsce – tzn. opinia przeciętnego Polaka, który zna Polskę, a nie USA – nie ma żadnego przełożenia na przekaz, który dociera do tutejszych decydentów: inny jest poziom wiedzy, inne punkty odniesienia, inna wrażliwość, inne wykształcenie i inna reakcja na zupełnie inne symbole. Nie chodzi o to kto jest lepszy a kto gorszy. Chodzi o inność. Dobrym przykładem są reklamy, które zorganizowaliśmy dla PFN: w Polsce były wściekle atakowane, a w Stanach były entuzjastycznie przyjęte: oglądało je łącznie 130 milionów ludzi i spot świąteczny dodatkowo spopularyzował syn Prezydenta Trumpa na Twitterze. To są dosłownie dwa odrębne światy, już nie mówiąc o innych językach. Gdyby ludzie w Polsce tacy jak pracownicy Onetu uznający się za wyrocznie i wszyscy inni rozumieli jak przemawiać do opiniotwórczych środowisk w Waszyngtonie, a więc gdyby mówili tym samym językiem i gdyby odruchy przeciętnego Polaka były takie same jak elit amerykańskich, nie byłoby przecież problemu z tym jak Polska jest postrzegana – wizerunek byłby ten sam w Polsce i w Stanach Zjednoczonych, prawda? A tak przecież nie jest. I na tym polega problem: my właśnie chcemy, aby ci w Waszyngtonie i Nowym Jorku, którzy kształtują tutejszą opinię publiczną wiedzieli, że demokracja w Polsce jest bezpieczna, że wybory są wolne, że Polacy mają wszystkie cechy narodu, który swoimi wartościami pasuje do miana kraju wolnego i do klubu, jakim jest NATO – a przez to, ze jest warty obrony nie tylko dla Polski a dla bezpieczeństwa narodowego samych Stanów Zjednoczonych. Taki jest cel tego projektu -- utrwalanie niepodległości Polski poprzez przekonanie o tym decydentów w USA, co wcale nie jest dla nich takie oczywiste: Jałta i pół wieku Zimnej Wojny, a więc prawdopodobnie najdroższego konfliktu w historii Stanów Zjednoczonych, jest najlepszym tego dowodem.

Czytaj też:
PFN płaciła za młodego współpracownika Macierewicza? Oburzające doniesienia

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także