W wywiadzie z Interią Paulina Kosiniak-Kamysz mówiła m.in. o tym, kto nazywa jej męża "tygrysem". – Pomysłodawcami jest grono krakowskich przyjaciół z lat młodości. Nawet siostra mojego męża – Kasia, była zaskoczona tym określeniem podczas konwencji. Nie wiedziała, że tak na niego mówią. Ale po konwencji w Jasionce przyjaciele chcą mu teraz zmienić ksywkę. Śmieją się, że podczas rozmów telefonicznych w autobusie czy taksówce kierowcy będą wiedzieli, o kogo chodzi – mówiła.
Dopytywana, co myśli o głosach polityków PiS, którzy twierdzą, że byłaby lepszą kandydatką na prezydenta, niż jej mąż, przyznała, że to na razie niemożliwe. – Ryszard Terlecki napisał tak na Twitterze. Chyba powinien sprawdzić najpierw, kiedy się urodziłam. Ani ja, ani moi rówieśnicy z roku 1988 nie mogą startować w tych wyborach (kandydaci na prezydenta muszą mieć m.in. ukończone 35 lat - red.). Zresztą, nigdy nie miałam takich zamiarów. Wystarczy nam polityków w rodzinie: tata, teść i mąż – stwierdziła.
Żona kandydata PSL na prezydenta zapewniła, że pałacowe życie jej nie zmieni. – Oczywiście – stwierdziła, pytana, czy w Pałacu Prezydenckim będzie dalej robić mężowi kanapki.
– Normalność przede wszystkim, zwłaszcza w domu. Mąż jest zwolennikiem klasycznych smaków, chociaż staram się mu bilansować dietę. Przymierzam się do pieczenia chleba, Władek uwielbia bardzo ostry chrzan, upomina się o warzywa. Lubi też nabiał. Podobnie jak Zosia. Oboje jedzą zdrowo, ale niewymagająco –stwierdziła.
Czytaj też:
Żona Kosiniaka-Kamysza wystąpiła podczas konwencji. Zacytowała czułego SMS-aCzytaj też:
Kosiniak-Kamysz wyprzedza Kidawę-Błońską. Zobacz najnowszy sondażCzytaj też:
Duda przegrywa w drugiej turze. Palade: To sondaż w ramach rozrywki