Traktat Wyszehradzki

Traktat Wyszehradzki

Dodano: 
Grupa Wyszehradzka
Grupa WyszehradzkaŹródło:PAP / fot. Darek Delmanowicz
Marek Jurek || Zawarcie między Niemcami i Francją traktatu akwizgrańskiego wywołało różne komentarze, ale praktycznie – żadnej politycznej odpowiedzi w ciągu piętnastu miesięcy, które od tamtej pory minęły.

Oficjalne wzmacnianie osi Berlin-Paryż stanowi otwarte utwardzanie dotychczasowej polityki Unii Europejskiej. Milczenie tych, którzy się z nią (albo na nią) zgadzają, jest zrozumiałe. Brak reakcji tych, którzy twierdzą, że wobec polityki UE są krytyczni – podważa albo ich intencje, albo kompetencje. Trzeba to przypomnieć, skoro atak Donalda Tuska i kierownictwa postchadeckiej EPP na Węgry, a także skierowany przeciw Polsce, Czechom i Węgrom imigracjonistyczny wyrok Trybunału Luksemburskiego ponownie stawiają pytanie o naszą reakcję tę obłędną (co szczególnie widoczne w czasie pandemii) politykę.

Najwłaściwszą odpowiedzią na traktat akwizgrański (powtarzam to od ponad roku) jest zawarcie analogicznego traktatu środkowoeuropejskiego, który umownie nazwać można – choć to całkiem dobre miejsce i nazwa – Traktatem Wyszehradzkim. W gronie naszych notorycznie atakowanych państw, ale z otwarciem na inne państwa środkowoeuropejskie. Nie rozumiem dlaczego nasze władze (które do rangi ideologii podniosły „rozmowę z ludźmi”) do tej pory nie zajęły stanowiska wobec tego postulatu. Nasza współpraca mogłaby przecież objąć kwestie europejskie, kulturalne, infrastrukturalne i sądowe. Nie ma dla niej traktatowych przeszkód, co potwierdza nie tylko akwizgrański precedens, ale i instytucja „wzmocnionej współpracy” zawarta w prawie Unii Europejskiej. Trzeba tego instrumentu używać.

Drugim elementem już nie tylko współpracy, ale wzmocnienia wspólnej tożsamości Europy Środkowej, powinno być zawarcie Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny. To z kolei konieczna odpowiedź na wielokrotnie formułowane przez władze Unii Europejskiej żądanie ratyfikacji genderowej konwencji stambulskiej. Wyjaśnijmy jedno: konwencja stambulska nie jest dokumentem Unii Europejskiej. Jeżeli Unia ma kierować się zasadą solidarności, Komisja Europejska ma obowiązek z równym szacunkiem odnosić się do Belgii, promującej genderową konwencję, jak do Litwy, która ją odrzuca. To wynika z „koordynacyjnych” zadań, które Komisji Europejskiej wyznaczają traktaty.

Bułgaria uznała konwencję stambulską (wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego) za sprzeczną z konstytucyjnymi gwarancjami praw rodziny. Na Słowacji właśnie objął władzę rząd, który w swoim programie ma definitywną odmowę jej ratyfikacji. Na Węgrzech rząd prowadzi systematyczną kampanię anty-gender. Wszystkie te KORZYSTNE FAKTY stanowić powinny przesłankę naszej polityki, ale, niestety, jako państwo na nie reagujemy. Możemy biernie przyglądać się oporowi bliskich nam państw, nie reagując na wywieraną na nie presję. Ale czy Europa, w której zostaną złamane, będzie dla Polski lepsza? Czy będziemy w niej bardziej wolni? Czas zrozumieć, że ich opór stanowi koniunkturę i dla nas, że jego podtrzymanie jest w naszym najlepszym interesie.

Ataki na Polskę, Węgry i inne państwa Europy Środkowej będą się mnożyć. Jeśli więc nie sformułujemy naszej wizji Europy (podobnie jak swoją otwarcie przedstawia i realizuje liberalno-lewicowa klasa rządząca UE) będziemy się jedynie bez przerwy tłumaczyć z tego kim jesteśmy i co robimy. Wspólna promocja i obrona naszych wartości to wymóg interesu Polski i innych krajów regionu. Ale również warunek normalnych relacji i współpracy w Europie. W polityce bowiem debata nie oznacza w istocie konferencji i słów, ale reakcje poprzez działania. Czas więc działać, razem, szczególnie jeśli ataki i okoliczności domagają się naszej odpowiedzi.

Czytaj też:
"Ślepota części elity europejskiej". Saryusz-Wolski: Nie zrozumieli nic z tego, co się dzieje

Czytaj też:
Premier: To jest nasza metoda na walkę z globalną pandemią

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także