Spływają pierwsze sondaże, z których wynika, że Andrzej Duda uzyskał minimalną przewagę nad Rafałem Trzaskowskim. Czy jesteśmy w stanie stwierdzić coś konkretnie?
Tak.
Co?
Jasno możemy określić, że wybory prezydenckie, których doświadczyliśmy są historyczne. Sondażownie nie są do końca w stanie przewidzieć ostatecznego wyniku. Musimy także wziąć pod uwagę rekordową frekwencję. Mimo napięć politycznych rośnie świadomość polityczna. To ważny czynnik społeczny.
Niechodzenie na wybory przechodzi do lamusa?
Trochę tak. Niechodzenie na wybory staje się wyjątkiem. To aspekt, z którego kandydaci powinni się cieszyć. Jednak którykolwiek kandydat wygra będzie musiał zmierzyć się z tym, że będzie prezydentem, który dla połowy Polaków nie będzie odpowiedni. Polska jest podzielona jak tort. Na równe części. Jednak wszystko okaże się jutro. Spłyną wówczas głosy Polonii. W tym roku Andrzej Duda wypadł słabiej niż w 2015 roku.
Wiemy na pewno, że wygra jeden z kandydatów. Co w sytuacji, gdy różnica między wygranym a przegranym niewielka? Sztaby będą podważać prawdziwość wyników?
Tego się obawiam. Nie uciekniemy od takiego scenariusza. Różnica pomiędzy Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim nie jest duża. Jeśli ktoś poczuje się oszukany, to na pewno będzie podważał wynik. Jednak mam nadzieję, że Polacy uszanują oficjalny wynik i nie dojdzie do nieprzyjemnych sytuacji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.