Leszek Miller pytany, czy składanie protestów wyborczych do sądu Najwyższego ma sens, stwierdził, że "tak", ale nie przełoży się to na anulowanie wyborów.
– Sens ma, bo im więcej będzie tego rodzaju protestów, to skala nadużyć będzie większa. (...) Ale orzeczenie będzie takie, że być może zdarzały się błędy, ale ona nie miały wpływu na ogólny wynik wyborów – ocenił.
Analizował również to, w jaki sposób rozłożyły się glosy Polaków. – Mamy 10-milionową Polskę PiS, 10-milionową Polskę opozycji i 10-milionową Polskę obojętnych. Rezerwy tkwią w tych niezdecydowanych. Postawa tych ludzi będzie się zmieniać, bo pomimo tego, że oni nie interesują się polityką, to polityka zainteresuje się nimi – stwierdził.
– Kaczyński przystąpi do dokończenia swojej rewolucji, a właściwie kontrrewolucji, bo zmiany, które chce wprowadzić są w konfrontacji z koncepcją Polski, która narodziła się po 1989 roku. Zapewne wiele z tych zmian zacznie dotykać ludzi, którzy teraz są obojętni. Z biegiem czasu spostrzegą zależność między warunkami ich życia i przyszłością a stylem uprawianej polityki. W tym widzę szansę, ze to się będzie zmieniać – dodawał.
Czytaj też:
"Powinniśmy splunąć im w twarz". Nurowska ma żal do kandydatów opozycjiCzytaj też:
Soboń: Narracja o podziale na dwie Polski jest szkodliwaCzytaj też:
W Niemczech wygrał Trzaskowski. Głosowało prawie 70 tys. Polaków