Kilka dni temu poznaliśmy oficjalny wynik II tury wyborów prezydenckich. Andrzej Duda uzyskał reelekcję, a Rafał Trzaskowski zostaje z mieszkańcami Warszawy. Czego możemy spodziewać, jeśli chodzi o zarządzanie stolicą ze strony prezydenta stolicy?
Niestety nie spodziewam się niczego dobrego.
Dlaczego?
Sądzę, że po wyborach Rafał Trzaskowski powróci do odłożonych – z uwagi na kampanię prezydencką – w czasie podwyżek obciążeń finansowych dla mieszkańców, jak również przyspieszy realizację ideologicznych działań np. wdrażania Deklaracji LGBT +, w tym tworzenia hosteli i centrum rozrywkowego dla osób LGBT, pełnomocnika ds. LGBT czy wprowadzenia edukacji ideologicznej w szkołach. Jak mówił Rafał Grupiński, te tematy zabierają PO wyborców poza wielkimi metropoliami, a więc w okresie kampanijnym zamrozili sprawę.
W okresie kampanijnym praktycznie cała Warszawa była oklejona plakatami z wizerunkiem Trzaskowskiego. Widać, że część mieszkańców stolicy bardzo mocno wspierała swojego prezydenta.Skąd bierze się tak duże zaufanie skierowane w stronę Rafała Trzaskowskiego ze strony mieszkańców, przy jednoczesnej krytyce jego urzędu ze strony polityków PiS?
Trzeba zwrócić uwagę, że w 2018 roku Rafał Trzaskowski wygrał zdecydowanie wybory na prezydenta Warszawy już w pierwszej turze, otrzymując prawie sześćdziesiąt procent głosów. W tym roku poziom poparcia wśród warszawiaków dla tego polityka okazał się mniejszy – dostał czterdzieści kilka procent głosów. Myślę, że to właśnie skutek stylu jego prezydentury w stolicy.
Wiele mówi się o tym, że Rafał Trzaskowski zaniedbał Warszawę. Jak zatem powinien zachowywać się prezydent dużego miasta, aby zyskać miano dobrego gospodarza?
Powinien zacząć słuchać innych – mieszkańców, opozycji, środowisk zaangażowanych obywatelsko, ale nie tylko tych spod tęczowej flagi. Gdyby chociaż raz, poza budżetem i absolutorium, raczył pojawić się na sesji rady miasta, dowiedziałby się, jak wiele w mieście jest problemów, których ratusz nie chce lub nie potrafi rozwiązać. Mógłby np. porozmawiać z ofiarami złodziejskiej reprywatyzacji, którym ratusz nie wypłacił odszkodowań, samotnymi matkami wyrzucanymi przez samorządowych urzędników z domu, który same wybudowały, niepełnosprawnymi alienowanymi od społeczeństwa przez szereg barier architektonicznych występujących w przestrzeni publicznej Warszawy albo seniorami lękającymi się iść chodnikiem z uwagi na plagę rowerzystów i użytkowników hulajnóg łamiących wszelkie zasady bezpieczeństwa i obowiązujące prawo przy kompletnej bierności Straży Miejskiej.
Sejmowa komisja zajmie się poprawkami do projektu ustawy zakładającego m.in. usprawnienie procedury przyznawania odszkodowań dla lokatorów oraz zakaz reprywatyzacji budynków z lokatorami. Posłowie wszystkich klubów zadeklarowali poparcie dla projektu. Czy to krok milowy w walce z reprywatyzacją?
Złodziejska reprywatyzacja to jedna z największych afer, jakie miały w Polsce miejsce po 1989 roku. Dzięki rządom PiS sprawiedliwość wreszcie zaczęła w tej sprawie tryumfować. Nawet Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznała w końcu, że za rządów PO w warszawskim ratuszu działała zorganizowana grupa przestępcza. Ludzie, którzy byli ofiarami tego procederu muszą w końcu otrzymać należne odszkodowania, których obecni włodarze stolicy z PO-KO nie chcą wypłacić mimo decyzji Komisji Weryfikacyjnej.
Czytaj też:
"Poparcie PO dla tej ustawy oznacza kapitulację Rafała Trzaskowskiego"
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.