"DGP" podaje, że w niektórych stołecznych przedszkolach nauczyciele zerówkowiczów nie pozwalają dzieciom myć zębów. Jeden z rodziców przekonywał, że w wytycznych Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Zdrowia i głównego inspektora sanitarnego nie ma takich ograniczeń.
Cytowana przez gazetę nauczycielka broni się, mówiąc, że "żeby dopełnić wszystkich wymogów sanitarnych szczoteczka dziecka powinna być dokładnie umyta po każdorazowym użyciu, szczególnie w obecnej sytuacji". – Dzieci same tego nie zrobią – dodaje.
Niektórych rodziców denerwuje mierzenie dzieciom temperatury. Opiekunki, które to robią, termometr – teoretycznie bezdotykowy – przykładają bezpośrednio do czoła i przytrzymują dziecko za głowę. Rodzice ostrzegają, że przez takie praktyki można przyczynić się do rozpowszechnienia się wirusa, a nie jego zwalczania – czytamy w "DGP".
Pojawiają się też przypadki, że dyrektorzy nie wpuszczają uczniów do szkoły bez maseczek, mimo że rodzice dostarczyli oświadczenie o niewyrażeniu zgody na ich noszenie.
Drugi problem to wygaszanie wycieczek szkolnych. Jak czytamy w gazecie, dyrektorzy placówek nagminnie nie wydają nie nie zgody, tłumacząc wszystko obawą zakażenia koronawirusem. "DGP" podkreśla, że tylko w strefach oznaczonych jako żółte lub czerwone zakaz wycieczek ma podstawę prawną.
Pandemia stała się też alibi do obciążania dzieci noszeniem podręczników, które w poprzednich latach mogły zostawiać w szkole. W niektórych placówkach zamknięte dla uczniów są stołówki i świetlice – podaje gazeta.
Czytaj też:
Badacze: Szczepienie przeciw gruźlicy jednak nie chroni przed COVID-19