"Armia Czerwona nie napadła na Polskę"
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

"Armia Czerwona nie napadła na Polskę"

Dodano: 
Pakt Ribbentrop-Mołotow
Pakt Ribbentrop-Mołotow Źródło:Wikimedia Commons
JAK NAS PISZĄ NA WSCHODZIE II „Zachodni politycy albo nie znają historii, albo świadomie kłamią” – pisze rosyjski publicysta Jurij Gorodnienko. Według jego „opinii” sowiecka agresja 17 września 1939 r. to wymysł polskiej propagandy.

„Historyczny bumerang uderza w Polskę” – tak Gorodnienko zatytułował swój tekst, opublikowany w zakładce „Opinie” na portalu ogólnorosyjskiej telewizji REN.TV. Publicysta twierdzi, że zachodni politycy albo nie znają, albo zakłamują historię. „A najgłośniej krzyczą te kraje, które w historii dopuściły się największych zbrodni. Należy do nich Polska, która z uporem próbuje przedstawić siebie jako nieomal „największą ofiarę II wojny światowej” – pisze. Zgodnie z linią kiedyś sowieckiej, a obecnie putinowskiej (bez różnicy) propagandy 17 września 1939 r. nie było żadnej agresji, tylko „wyzwoleńczy pochód Armii Czerwonej na Ukrainę Zachodnią, Białoruś Zachodnią, Wileński Kraj celem wyzwolenia tych regionów od polskiej okupacji”. Oczywiście, jego zdaniem niewłaściwe jest również mówienie o „ludobójstwie” sowieckim, dokonanym na Polakach.

Gorodnienko podaje definicję agresji jako „zbrojny atak na jakiś kraj celem aneksji jego terytorium”. Udowadnia, że „pochód wyzwoleńczy Armii Czerwonej” nie wpisuje się w tę kategorię. Jego zdaniem jedynym dowodem na to, że Sowieci chcieli anektować polskie terytorium, jest tajny protokół, dołączony do paktu Ribbentrop-Mołotow, zakładający podział Polski pomiędzy Niemcy a ZSRS. Gorodnienko zauważa, że dokument ten został upubliczniony dopiero w latach 90., a poza tym nie był nigdy zbadany pod kątem autentyczności, co oznacza, że mógł być sfałszowany… To o tyle interesujące, że tak absurdalnych teorii spiskowych nie wysuwają nawet najbardziej antypolsko nastawieni rosyjscy historycy. Poza tym, nawet gdyby tę hipotezę potraktować poważnie, to przecież najpoważniejszym dowodem na sowiecką agresję na Polskę nie jest żaden tajny czy też jawny dokument, ale oczywisty fakt, że sowiecka agresja na Polskę – uwaga! – miała miejsce. Tego, że Armia Czerwona przekroczyła zachodnią granicę ZSRS, nikt nie neguje.

Publicysta odnosi się do zarzutu, zgodnie z którym napaść ZSRS na Polskę była pogwałceniem polsko-sowieckiego paktu o nieagresji z 1932 r. Dowodzi, że to Warszawa pierwsza złamała postanowienia. W jaki sposób? Napadła na ZSRS? Zbombardowała Moskwę, albo chociaż Kijów? Bynajmniej. Rok przed wybuchem wojny Polska zażądała od Litwy uznania aneksji Wileńszczyzny. Po stronie władz w Kownie stanęła wtedy Moskwa, wywiązując się z paktu o nieagresji z Litwą. To nic, że ta sama Litwa również dostała się pod sowiecką okupację rok później… Kolejne naruszenie: zajęcie przez Polskę Zaolzia, należącego do sprzymierzonej z ZSRS Czechosłowacji. Trzeci dyplomatyczny grzech Warszawy to zapowiedź powstania antyfaszystowskiego i antykomunistycznego bloku państw środkowoeuropejskich. To, że blok ten ostatecznie nie powstał, nie ma znaczenia – ważne, że były takie plany, więc już za złe chęci najwyraźniej Polsce należała się adekwatna odpowiedź brzydzącego się agresją wschodniego sąsiada.

Nie było też sowieckiej okupacji Polski. Przecież Armia Czerwona zatrzymała się praktycznie na linii Curzona, którą zachodni alianci zaproponowali jako polsko-sowiecką granicę już w 1920 r.! Ten argument szczególnie często pojawia się w rosyjskiej publicystyce. Oczywiście pomijany jest przy tym ten drobny, nic nie znaczący szczegół, że Sowieci w 1920 r. odrzucili koncepcję linii Curzona, bo mieli nadzieję na podbój całej Polski, a rok później podpisali traktat ryski, który zakładał przesunięcie granicy daleko na wschód od tejże linii… Ale to oczywiście Polska „wypacza własną historię”…

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także