W poszukiwaniu morału
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

W poszukiwaniu morału

Dodano: 
zdj. ilustracyjne
zdj. ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / ORESTIS PANAGIOTOU

Tylko w bajkach dobry zostaje nagrodzony, a zły ukarany. Jednak polityka, chciałoby się sparafrazować pewną mądrość, to nie bajka. Dlatego można się spodziewać, że polski rząd, dzięki któremu udało się obalić jeden z najgłupszych i najbardziej niedorzecznych projektów Brukseli – pomysł przymusowej relokacji uchodźców – za swoją determinację zapłaci. Mimo tego, że cała racja była po jego stronie, można się spodziewać, że w najbliższym czasie kolejni przywódcy Unii zaczną się pochylać z troską nad stanem polskiej praworządności. Będziemy mieli, być może, do czynienia z kolejnym festiwalem obłudy. Cóż, polityka to nie bajka.

W środę przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział, że „nie widzi przyszłości dla projektu relokacji uchodźców”. Czyli przyznał tym samym, że projekt od początku nie był funta kłaków warty. Że ci, którzy go przygotowali – Komisja Europejska i ludzie, którzy nastawali na jego przeprowadzenie, m.in. kanclerz Angela Merkel – popełnili fundamentalny błąd. A właściwie nie tyle fundamentalny, ile niewybaczalny.

Wystarczyło się chwilę zastanowić, żeby z góry już przewidzieć jego skutki. Dlaczego zwolennicy relokacji nie zadali sobie podstawowych pytań? Czy przybysze z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu są w ogóle uchodźcami, skoro do granic Unii docierają często z państw, gdzie żadna wojna się nie toczy, a ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo? Jak odróżnić zatem uchodźców od imigrantów? Czy istnieją niebudzące wątpliwości sposoby zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom państw Unii, wśród których mieli się osiedlić migranci? Czy można być pewnym, że wśród masy ludzi przybywających do Europy nie kryją się zamaskowani terroryści? Jak odróżnić prawdziwych uchodźców od migrantów i od zamaskowanych bojowników islamu? Co zrobić – to kolejne pytanie – w sytuacji, w której wielu rzekomych uchodźców nie będzie chciało pozostać w państwie, do którego ich przymusowo wysłano? Czy trzeba ich internować? Stworzyć dla nich obozy otoczone przez wojsko? Zadanie tych pytań było czymś oczywistym równie dobrze dwa lata temu co teraz. A jednak decyzję o przymusowej relokacji podjęto nie tylko bez wyraźnej odpowiedzi na nie, lecz także – można mieć wrażenie – bez ich sformułowania!

Jeszcze ciekawsze jest to, że wszystkie te katastrofalne błędy praktycznie nie miały znaczących konsekwencji. Komisja Europejska działa w składzie bez zmian, szef Rady Europejskiej podobnie. Jeden z największych winowajców, kanclerz Niemiec, choć nieco osłabiona, wygrała wybory i dalej rządzi. Pani kanclerz, która podjęła arbitralnie i bez żadnych konsultacji decyzję wywracającą całą politykę imigracyjną poszczególnych państw Unii, nadal utrzymuje władzę i wymądrza się na temat stanu demokracji u innych. Toż to jest groteska jak z Mrożka. Tak jak socjalizm najlepiej rozwiązywał problemy, które sam stwarzał, tak unijni politycy okazują się najlepszymi specjalistami w usuwaniu skutków własnych błędów.

A morał? Chociaż polityka to nie bajka, to również z niej można wyczytać naukę. Ta zaś jest dość cyniczna: nawet najbardziej oczywiste błędy nie muszą pociągać za sobą kary. Na tym polega właśnie, mówiąc bardziej uczenie, europejski system zbiorowego braku odpowiedzialności.

Artykuł został opublikowany w 43/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także