• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Kolaż Warzechy

Dodano: 
Media w Sejmie
Media w Sejmie Źródło: PAP / Jacek Turczyk

Zrobiłem na Twitterze sondę. Twitterowe sondy są z konieczności uproszczone, bo miejsca jest, jak wiadomo, niewiele i mają walor głównie zabawowy. Pytanie może jednak wcale nie było takie znów śmieszne. Brzmiało: „Od publicysty oczekuję…” – i tu następowały trzy możliwe odpowiedzi:

1. Wspierania dobrej zmiany.
2. Wspierania opozycji.
3. Wierności swoim poglądom.

W ciągu doby trwania ankiety zagłosowały 2864 osoby. Wyniki były następujące: odpowiedź numer 3 – 77 procent, odpowiedź numer 1 – 21 procent, odpowiedź numer 2 – 2 procent.

Można sobie zadać pytanie, czy szklanka jest w połowie pełna czy pusta. Może nie jest tak źle, skoro niemal 77 oczekuje wierności własnym poglądom, a to przecież zdecydowana większość? Ale przecież prawie jedna czwarta chciałaby, żeby publicysta służył tej czy innej sile politycznej! Czy to nie przygnębiające? A trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że grupa osób obserwujących mnie na Twitterze nie jest reprezentatywna. Wielu betonowych zwolenników PiS, reagujących agresją na każdą krytykę obecnej władzy, pokrzykujących wówczas o zdradzie, sprzedaniu się i podobnych absurdach, już dawno zablokowałem, więc głosować w ankiecie nie mogli. Gdyby mogli, stawiam, że wsparcia dobrej zmiany oczekiwałoby ze 30 procent.

Tu muszę dodać kilka wyjaśnień.

Po pierwsze – mnóstwo osób myliło dziennikarza informacyjnego z publicystą – komentatorem, pisząc, że oczekują obiektywizmu. Obiektywnie podana – a i to nie do końca – może być jedynie sucha informacja. Publicysta, który przedstawia swoją ocenę zdarzeń, nie jest z definicji obiektywny, gdyż ocenianie wyklucza obiektywizm. Ocenianie jest zawsze czynnością wartościującą.

Po drugie – przez wierność poglądom nie rozumiem oczywiście upartego stania przy danym przekonaniu nawet wbrew faktom i dowodom. Mam na myśli trwanie przy najogólniejszych przekonaniach, będących bazą dla innych ocen. Na przykład to, że zaprzysięgły zwolennik państwa socjalnego nie staje się nagle bez powodu gorliwym antyetatystą – i odwrotnie. A także to, że nie zmienia się opinii pod dyktando siły politycznej, podobnie jak nie kupuje się od nich światopoglądu w pakiecie.

Paru P.T. Korespondentów pisało, że na takie fanaberie jak własne poglądy przyjdzie czas, gdy już zostanie wygrana wojna. Bo na razie jest właśnie wojna. Otóż, drodzy Państwo, jeśli jakakolwiek siła polityczna przekona ludzi, że jest w stanie wojny dobra ze złem – reprezentując oczywiście dobro – to już nigdy tej wojny nie zakończy. To z jej punktu widzenia nieracjonalne. Dlaczego miałaby to robić, skoro „stan wojenny” daje jej nadzwyczajne uprawnienia, pozwala usprawiedliwić każde działanie, skutecznie jednoczy dużą grupę zwolenników, wyklucza wątpliwości i dyskusje? Jeśli raz damy sobie wmówić, że jest jakaś wojna, nigdy jej nie zakończymy.

***

Jedno trzeba rządowi PiS przyznać: w swoim przekonaniu, że obywatele to idioci, których trzeba niańczyć i prowadzić za rączkę na każdym kroku, jest bardzo konsekwentny. Taki wniosek wysnuł ostatnio – chyba nie po raz pierwszy – wicepremier Morawiecki. Powołując się na badanie firmy MillwardBrown (ciekawe, ile kosztowało) oznajmił, że polscy przedsiębiorcy nie dorośli do rewolucji informatycznej, nie wiedzą, co to gospodarka 4.0 i w związku z tym trzeba powołać specjalną fundację za 20 baniek rocznie, żeby ich o tym nauczała.

Fundacja ma się nazywać Platforma Przemysłu Przyszłości. Sytuacja będzie więc taka, że jacyś rządowi nominaci, dla których nie starczyło stołków gdzie indziej, a którzy sami w biznesie nie przepracowali jednego dnia w życiu, będą ciągnąć grubą kasę za instruowanie przedsiębiorców praktyków, jak mają robić biznes.

Tu muszę zacytować za portalem Money.pl, bo sam nie umiem oddać wystarczająco dobrze szlachetnych celów tego tworu: „Działania mają być wielokierunkowe – od demonstrowania technologii w laboratoriach, poprzez proponowanie firmom konkretnych rozwiązań, po prowadzenie sympozjów. Fundacja ma także zachęcić i skłonić firmy do większej współpracy i wymiany doświadczeń oraz technologii. W planach jest »inicjowanie i zarządzanie projektami badawczymi ukierunkowanymi na rozwój inżynierii materiałowej, technik wytwórczych oraz nowych produktów«. Do jej zadań należeć ma także wpływanie na programy kształcenia oraz na zmiany prawa. Ma to być możliwe dzięki ścisłemu współdziałaniu z poszczególnymi ministerstwami. Fundacja Platforma Przemysłu Przyszłości ma także otrzymać uprawnienia do prowadzenia certyfikacji – zarówno firm, jak i »trenerów przemysłu«. Ma to służyć podnoszeniu kompetencji zawodowych związanych z cyfryzacją przemysłu”.
Można certyfikować „trenerów przemysłu” (cokolwiek to znaczy), inicjować, zachęcać i instruować, a można po prostu obniżyć podatki i odsunąć urzędnicze łapska jak najdalej od biznesu. Ale to byłoby za proste. No i kumpli nie byłoby gdzie zatrudniać.

***

A skoro o niańczeniu obywateli mowa – błyskawicznie posuwają się prace nad prezydenckim projektem ustawy, który prawdopodobnie wykończy polskie solaria. Przecież, jak wiadomo, solaria są groźne, niebezpieczne i złe, a obywatele zbyt głupiutcy, żeby samemu sobie dawkować tę usługę i rozumieć jej skutki. O ile jeszcze od biedy można jakoś zrozumieć zakaz korzystania z solariów przez osoby niepełnoletnie, to zakaz reklamy jest już kompletnie niezrozumiały. Tłumaczenie tego kuriozum jest takie samo jak zawsze: że to dla naszego dobra, gdyż solaria są niezdrowe.

Dlaczego w takim razie zatrzymywać się na solariach? Jest przecież wokół tyle potencjalnie niezdrowych rzeczy. Jazda na nartach na przykład może się skończyć złamaniem nogi – zabrońmy reklamy stoków narciarskich i zimowych wyjazdów w góry. No, ale to może akurat panu prezydentowi nie pasować.

Dla porządku przypominam, że rozpoczęło się właśnie wykańczanie akcyzą branży papierosów elektronicznych, a w kolejce do eksterminacji czeka branża futerkowa. No, ale zamiast tego będziemy mieć przemysł 4.0, animowany przez certyfikowanych trenerów.

***

Gdy wczoraj ogłoszono, że Rafał Trzaskowski ma być kandydatem PO na prezydenta Warszawy, duża część internetu aż się zatrzęsła. Trzęsła się też internetowa domena trzaskowski.pl, wystawiona na sprzedaż. Aż dziw, że od razu nie kupił jej PiS i nie umieścił tam wszystkich wspólnych zdjęć Hanny Gronkiewicz-Waltz z Trzaskowskim. A jest z czego wybierać.
Wieczorem Trzaskowski napisał na Twitterze: „Było dziś gorąco, a to dopiero początek”.
Rafale, chyba źle zinterpretowałeś to trzęsienie, które się wokół Ciebie odbywało. To nie było trzęsienie się ze strachu – to było trzęsienie się ze śmiechu.

***

Znakomity aktor Jerzy Radziwiłowicz oznajmił w Polsacie: „Marzeniem paru spoconych facetów i kobiet jest, żeby zapomniano o Lechu Wałęsie. To się nie zdarzy!”.

Po pierwsze – należy podziwiać pana Radziwiłowicza, że nawet w zapale polemicznym nie zapomina o poprawności politycznej: spoceni są i faceci, i kobiety. (Nie było mowy o spoconych przedstawicielach LGBTQ, ale to też ma sens, bo oni akurat Lecha Wałęsę uwielbiają, bo nie lubi PiS, a oni też PiS nie lubią.) Choć dlaczego akurat spoceni – pojęcia nie mam. Być może to jakaś prawidłowość fizjologiczna i wielbiciele byłego prezydenta się nie pocą.

Po drugie – pan Radziwiłowicz nie ma racji. Nikt nie chce, żeby o Lechu Wałęsie zapomniano. Lech Wałęsa jest bardzo ważnym przykładem losu niejednoznacznego i tragicznego oraz skrajnie groteskowego finału. Powinien trwać jako memento niczym, nie przymierzając, ruina wieży kościoła pamięci cesarza Wilhelma na Breidscheitplatz w Berlinie.

Po trzecie – mamy oto 1342. potwierdzenie zasady, że gdy aktor nie dostaje do ręki cudzego tekstu – lepiej może, żeby nic nie mówił.

***

Na wypadek, gdyby umknął Państwu fenomenalny wywiad dr. Jerzego Targalskiego dla portalu „Fronda”, a zwłaszcza jego najważniejszy fragment, pozwalam sobie go przytoczyć:
„– W takim razie skąd się bierze 74-procentowe poparcie dla prezydenta Andrzeja Dudy?
– Bierze się z polecenia bezpieki, po prostu. Dziwię się, że bezpieka tak nisko licytuje, bo mogliby np. napisać, że 120 proc. popiera prezydenta, zwłaszcza kiedy prezydent uniemożliwia reformę sądownictwa”.
Okazuje się, że to takie banalnie proste. Przychodzi bezpieka do ośrodka sondażowego i mówi: „Wicie, rozumicie, napiszcie no tam, że 75 procent popiera prezydenta. Albo nie, 74, taka równa liczba mogłaby kogoś naprowadzić na nasz trop”. Ale tego typu marne zmyłki nie wywiodą w pole dr. Targalskiego. On wie.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także