Dobra zmiana Schrödingera

Dobra zmiana Schrödingera

Dodano: 
Konstanty Radziwiłł, wojewoda mazowiecki, były minister zdrowia
Konstanty Radziwiłł, wojewoda mazowiecki, były minister zdrowia Źródło: Flickr / Kancelaria Premiera / Domena Publiczna
Kot Schrödingera to rodzaj paradoksu, który ma wykazać niedorzeczność tzw. interpretacji kopenhaskiej mechaniki kwantowej. W skrócie, chodzi o kota zamkniętego w pudełku z atomem promieniotwórczym i detektorem wyzwalającym truciznę w wyniku wykrycia promieniowania. Po pewnym czasie prawdopodobieństwo, że atom się rozpadł lub nie, a więc że kot jest żywy bądź martwy wynosiłoby po 50%. Faktycznie, zgodnie z naszym doświadczeniem, kot w pudełku jest albo żywy, albo martwy jeszcze zanim sprawdzimy jego stan. Według interpretacji kopenhaskiej kot byłby jednocześnie realnie żywy i martwy – bo atom jednocześnie uległby rozpadowi i nie uległ.

Gdyby Erwin Schrödinger żył współcześnie i śledził proces polskiej Dobrej Zmiany, być może sam zweryfikowałby swój stosunek do interpretacji kopenhaskiej. Oto bowiem okazuje się, że w świecie realnym byty mogą rzeczywiście istnieć i nie istnieć jednocześnie.

Trudno sobie wyobrazić aspekt funkcjonowania społeczeństwa, państwa czy narodu, w którym fundamentalnej roli nie odgrywałaby rodzina. Jakość kapitału ludzkiego, cnoty takie jak sumienność, ofiarność, życzliwość, tworzone są właśnie przez rodziny, nie wspominając o tym, że sami ludzie, warunek konieczny istnienia narodu i gospodarki, rodzą się i wychowują w rodzinach. Stąd rozsądny polityk identyfikujący własny sukces z sukcesem swojego projektu, z rozwojem swojej ojczyzny, deklarując troskę o rodzinę, niekoniecznie musi mamić naiwnych wyborców w celu zdobycia poparcia, które zaraz roztrwoni. Może po prostu realistycznie, nie ideologicznie, patrzeć na rzeczywistość. Trudno, tytułem choćby jednego przykładu, wyobrazić sobie przedsięwzięcia takie jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego z towarzyszącą mu siecią kolejową pokrywającą cały kraj, a następnie utrzymywanie tej infrastruktury, bez solidnych, rzetelnych, odpowiedzialnych inżynierów, menadżerów, kontrolerów ruchu, mechaników i innych fachowców. Którzy merytorycznie swego fachu nauczą się oczywiście w odpowiednich szkołach, ale cnoty pozwalające i lepiej się uczyć, i lepiej, z większym pożytkiem, również taniej wykonywać swoje obowiązki, nabędą w rodzinach. O roli patriotycznego wychowania z punktu widzenia obronności mówił swego czasu minister Macierewicz.

Świadomość oczywistego skądinąd znaczenia rodziny potwierdzają realne działania. Tworząc kapitał ludzki rodzina ponosi koszty, zaś korzyści oddaje społeczeństwu. W warunkach rosnącej popularności dobrowolnego „singlostwa” i bezdzietności brak internalizacji tych korzyści, czyli celowego przeniesienia ich z powrotem do rodziny premiuje postawy z punktu widzenia społeczeństwa samobójcze. Zatem to brak takiego rozwiązania, jakim jest obecnie 500+ prowadzi do swego rodzaju kanibalizmu gospodarczego, życia części ludności na koszt przyszłych pokoleń pozostałych rodzin. Zaskakującym nota bene jest fakt pomijania tego aspektu w przekazie rządowym czy partii rządzącej przy koncentrowaniu się na aspekcie socjalnym lub na skutku demograficznym, który faktycznie jest tylko likwidacją negatywnego skutku demograficznego wspomnianego wyżej kanibalizmu.

500+ to tylko jeden z wielu realnych elementów Dobrej Zmiany w polityce rodzinnej. Oprócz innych władze Polski angażują się w spektakularne akcje ratowania polskich dzieci uprowadzanych przez urzędników w innych krajach. Pojawiają się informacje o rodzinach cudzoziemskich zamierzających prosić w Polsce o azyl, by uciec przed opresyjnym systemem instytucjonalnej przemocy wobec rodzin w ich ojczyznach. Przedstawiciele Dobrej Zmiany wielokrotnie dawali dowody świadomości istnienia takiego systemu w Polsce i jego szkodliwości. Min. Ziobro składał jakiś czas temu kasację w sprawie wyroku korzystnego dla współodpowiedzialnych za głośną kilka lat temu tragedię dzieci uprowadzonych z domu do rodziny zastępczej w Pucku. Min. Jaki zaproponował uchwaloną przez Sejm nowelizację kodeksu rodzinnego i opiekuńczego zakazującą umieszczania dzieci w pieczy zastępczej „wyłącznie z powodu ubóstwa”. Warto wspomnieć o sędzi Trybunału Konstytucyjnego, Justynie Piskorskim. Swego czasu opublikował on interesujący artykuł poświęcony znaczeniu ojcostwa i kryzysowi tej instytucji, w którym wspomina również o problemie substytucji ojca przez instytucje i kwestionowania przez nie władzy ojcowskiej. Uzurpowanie sobie przez instytucje, ich przedstawicieli czy zupełnie przypadkowe osoby kontrolowania tej władzy jest faktycznym jej zniesieniem i poważnym pogwałceniem praw dziecka. Okradanie dzieci z ojcostwa – mutatis mutandis rodzicielstwa w ogóle – sprawia, że przyszłe pokolenia są nie tylko bardziej obciążone różnymi problemami, ale również bardziej podatne na instytucjonalną przemoc.

Należy wspomnieć, że w momencie nominacji Justyna Piskorskiego do TK media mętnego ścieku właśnie z powodu wspomnianego artykułu doznały nagłego wzmożenia identyfikując kandydata jako „zwolennika agresji i przemocy”. Zwolennicy agresji i przemocy tym właśnie się charakteryzują, że sprzeciwiają się agresji i przemocy – tu instytucjonalnej wobec obywateli. Logiczne.

Logicznym wnioskiem płynącym z tego tekstu jest świadomość nie tylko konieczności uwolnienia rodziny od przemocy instytucjonalnej ale wręcz jej ochrony tejże rodziny przed próbami dokonywania takich zamachów. Wynika również z niego, że w obozie władzy obecna jest świadomość cywilizacyjnej („kulturowej”) płaszczyzny, na której musi się dokonać Dobra Zmiana, jeśli w ogóle ma się ostatecznie dokonać.

Tym bardziej, że na przemoc instytucjonalną w obecnym kształcie wydają się być bardziej niż w „przeciętnie” narażone rodziny mogące z przyczyn kulturowych stanowić awangardę Dobrej Zmiany, a więc rodziny które zgodnie z dawną, klasyczną zasadą sapere audent (mają odwagę być mądrymi), mają odwagę zdobywać więcej wiedzy i mają odwagę zabiegać o dobro swoich dzieci również wbrew niekompetentnym czy złośliwym funkcjonariuszom „systemu”.

Co więcej, środowiska Dobrej Zmiany, czy to jako funkcjonariusze państwowi, czy też dziennikarze mediów publicznych niejednokrotnie występowały w obronie polskich rodzin, które padły ofiarą instytucjonalnej przemocy. O ile miało to miejsce w innym państwie.

Skoro ekipa rządząca nie tylko deklarowała Dobrą Zmianę (co już było wystarczającą motywacją do wsparcia, warto bowiem skorzystać z możliwości poprawy, jeśli nawet jest ona obarczona niepewnością), ale ewidentnie ją wprowadzała – tzn. pojawiały się dobre zmiany, które można interpretować jako objawy Dobrej Zmiany – racjonalne było oczekiwanie konsekwencji.

Racjonalne było oczekiwanie, że zakaz instytucjonalnego kidnapingu nie zostanie ograniczony do „wyłącznie z powodu ubóstwa”, lecz będzie całkowity. Mówię o kidnapingu, ponieważ określenie „odbieranie dzieci” jest eufemizmem, by nie rzec fałszem: ofiarą tego przestępstwa w majestacie (bez)praw(i)a jest przede wszystkim dziecko – człowiek. Nie zaś rzecz, którą niejako rodzicom „ukradziono”.

Racjonalne było również oczekiwanie stosownej reakcji na próby dokonywania aktów instytucjonalnej przemocy wobec rodzin, jak również na próby organizowania nagonki medialnej na rodziny padające ofiarą przemocy instytucjonalnej, o której wiedza akurat przedostała się do świadomości publicznej. Konfidenci czy szmalcownicy skądś się rekrutowali. Wspieranie autorytetem państwa takich postaw może w razie jakiegokolwiek konfliktu czy zamętu przynieść nieobliczalne skutki.

Mieliśmy nadzieję, że np. matki w połogu nie będą już padały ofiarą niekompetencji i złośliwości pracowników służby zdrowia. Złośliwości, która w danym kontekście przekracza granice sadyzmu.

Nagonka, jaką rozpętali pracownicy szpitala w Białogardzie przeciw rodzinie, która zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą (sapere aude) próbowała się zatroszczyć o nowonarodzone dziecko, już sama w sobie dowodzi, że nie uczyniono nic, co powstrzymałoby nie tylko przypadki instytucjonalnej przemocy wobec rodzin, ale wręcz powszechną dostępność narzędzi do jej stosowania.

Przypadek Białogardu ujawnia szereg patologii. Oto pracownicy szpitala w Białogardzie, którzy kształcili się kosztem społeczeństwa są, jak wynika z opinii specjalistów-lekarzy, okazali się niekompetentni. Bardzo kompetentni okazali się rodzice, którzy mają odwagę być mądrymi (sapere audent) nie tylko w kwestii opieki poporodowej, ale również praw pacjenta. Pacjent (w przypadku niepełnoletniego jego opiekunowie) ma prawo wyrażenia zgody na zabieg bądź odmowy. Okazuje się, że prawa pacjenta też są prawami Schrödingera. Gdy tylko chcemy z nich skorzystać, urażony pracownik służby zdrowia jest w stanie nie tylko skutecznie donieść na takiego przemądrzałego myślozbrodniarza, ale nawet, przy odrobinie przychylności („rozgrzania?”) ze strony Niezawisłego Sądu, doprowadzić do skazania dziecka na pozbawienie rodziny. W wypadku, gdyby rodzice stanęli w obronie dziecka, okazuje się, że natychmiast znajdują się oszałamiająco liczne rezerwy policji, by urządzić polowanie na niepokornych.

Jednocześnie z nagonką medialną na tyle skuteczną, że nawet dziś można spotkać się z powielaniem wersji o „porwaniu” „wcześniaka” przez „nieodpowiedzialnych” rodziców, którym „sąd ograniczył prawa rodzicielskie, bo chcieli pozbawić dziecko opieki medycznej”. Wersji absurdalnej biorąc pod uwagę to, co wiadomo o sprawie.

Przynajmniej w tym momencie ekipa rządząca miała szansę prawidłowo zinterpretować alarmujący sygnał. Nie tylko nic nie wiadomo o tym, by podjęto jakieś działania w kierunku wyciągnięcia konsekwencji wobec sprawców agresji przeciw rodzinie, nie tylko nie wyciągnięto wniosków ogólnych wniosków, choćby o konieczności stworzenia swego rodzaju „niebieskiej karty” przyznawanej osobom, co do których zachodzi podejrzenie, że mogły dokonać, inicjować, współuczestniczyć w aktach przemocy wobec rodzin. Czy pamiętacie państwo sprawę rodziny z Krakowa, gdzie dwóch chłopców policja przemocą uprowadziła ze szkoły? Wyrok, jak się okazało, niesłuszny był owocem donosu pewnego psychologa. Czy chcielibyście Państwo korzystać z jego usług? A czy wiecie, jak się nazywa, gdybyście jednak chcieli go omijać? A może przed studentami pewnej renomowanej uczelni nie powinno się ukrywać, że ich wykładowca produkuje fantastyczne, zmyślone „opinie” mogące prowadzić do odebrania dziecku prawa do wychowania przez rodziców. Czyniąc to zupełnie świadomie i z zapowiedzią: „jeśli zechcę, to wiem, jak wam zaszkodzić”. Dlatego taki „katalog szmalcowników” powinien być dostępny publicznie.

W Białogardzie sprawcy wręcz otrzymali wsparcie ze strony samego rządu, który to w osobie min. Radziwiłła w istocie ich poparł nie tylko twierdząc, że „działali dla dobra dziecka”. Powielił również obraz rodziny jako środowiska potencjalnie niebezpiecznego i osób spoza rodziny – nie tylko instytucji, ale wręcz wszystkich osób łącznie z najbardziej niegodziwymi – jako uprawnionych do kontroli tego bezpieczeństwa. To właśnie ten fałszywy paradygmat, zupełnie pomijający nieproporcjonalne zagrożenie, jakim jest odebranie dziecku prawa do wychowania przez rodziców, którzy sprawują nad nim władzę rodzicielską, stanowi przecież pretekst do tworzenia i rozbudowywania struktur i systemów oraz rozpowszechniania narzędzi przemocy wobec rodziny, jak również całego systemu „substytucji” władzy rodzicielskiej, przed którym ostrzega sędzia Piskorski.

Okazuje się, że nie był to dla Ministra Zdrowia wypadek przy pracy. Przy okazji nowelizacji ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej wprowadzono kolejne przepisy, jeszcze bardziej zwiększające możliwości szkodzenia polskim rodzinom. Zdaniem Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców ustawa jest niezgodna z Konstytucją i „jest skrajnie niekorzystna dla porządku społecznego opartego na docenianiu i wzmacnianiu roli rodziny, jako pierwszego środowiska opieki i wychowania dziecka”. Jej przepisy nie tylko nakazują współpracę między zespołem POZ a pielęgniarką szkolną z pominięciem rodziców, nawet nie informując ich o działaniach względem dzieci, nie mówiąc już o konieczności uzyskania od nich odpowiedniej zgody. Prawnicy Stowarzyszenia wskazują na możliwość naruszania tajemnicy lekarskiej nie tylko poprzez samą wymianę informacji między licznymi instytucjami, ale również przez sposób jej wymiany, za pośrednictwem „zwykłych powszechnie dostępnych systemów teleinformatycznych czy telefonów co negatywnie oceniał Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych”. W opinii Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców „Niebezpiecznie pobrzmiewa w tych zapisach (…) trend który jest typowy dla krajów takich jak Niemcy czy Norwegia, w których o dzieciach decydują funkcjonariusze państwa”.

Już obecnie polskie rodziny w Polsce padają ofiarą podobnej agresji, jak we wspomnianych państwach i dzieje się to na porządku dziennym. Wystarczy, że sprawcy przemocy zadbają o „zgodność w papierach” i zazwyczaj są skuteczni, a nawet jeśli czasem nie – to zawsze pozostają bezkarni. O tym, jak w Polsce, w 2017 r. można dokonać zbrodni w zgodzie z procedurami, pisała na naszym portalu Agnieszka Niewińska:

Potrzebowała pomocy, zabrali jej dzieci

Takie narzędzia daje, nie tylko funkcjonariuszom, ale właściwie wszystkim ludziom złej woli, ot choćby złośliwemu sąsiadowi, przede wszystkim „Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie”. Można ją uznać za jedno z głównych źródeł antyrodzinnej, instytucjonalnej agresji, narzędzie owej, jak pisze wyżej przywołany sędzia Piskorski, „substytucji” władzy rodzicielskiej przez instytucje, która to „substytucja” odbiera dzieciom prawo do właściwej władzy rodzicielskiej. Biorąc pod uwagę i jego wypowiedź, i również szereg innych deklaracji, a także realnej pomocy rodzinom, przeciw którym dopuszczano się takiej przemocy, jaką podejmowali przedstawiciele obecnej ekipy rządzącej, można się było spodziewać jak najszybszego jej zniesienia. Nie tylko to nie następuje, ale właśnie ta ustawa jest wielokrotnie przywoływana w przygotowywanej już przez resort min. Radziwiłła Ustawie o zdrowiu dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. M.in. narzuca ona pielęgniarce wręcz obowiązek „raportowania wszelkich nieprawidłowości” do opieki społecznej. Po przypadku Białogardu pielęgniarka może mieć pewność, że nawet w przypadku czystej złośliwości, ot, bo rodzicu odważyłeś się być mądrym, w razie czego znajdzie wsparcie u samego min. Radziwiłła.

Nie, nie uwziąłem się na resort zdrowia. Obietnica konsultowania przez min. Zalewską programu nauczania z demoralizującą celebrytką nie reprezentującą żadnego środowiska rodzicielskiego, w ogóle nie-matką i zdeklarowaną przeciwniczką macierzyństwa, niejaką Anją Rubik, przy ostentacyjnym ignorowaniu rodziców, którzy sapere audent, np. środowisk edukacji domowej, jest równie niebezpieczna i szkodliwa.

Tak, jak powrót do zdrowych standardów cywilizacyjnych określających pozycję rodziny w społeczeństwie jest jednym z niezbędnych warunków realnej Dobrej Zmiany, tak samo utrzymywanie, czy wręcz pogłębianie patologii w kierunku „norweskim” musi ostatecznie Dobrą Zmianę zablokować. Jeśli dziś rodziny uciekające z Zachodu przed prześladowaniami widzą w Polsce miejsce do życia, to dlatego, że istnieje w Europie potrzeba Christianitas. Potrzeba miejsca (i państwa), w którym mogliby znaleźć przystań uchodźcy z krajów pogrążających się w kolejnym totalitaryzmie. Są to, podobnie jak aktywni, świadomi rodzice w Polsce, często ludzie bardzo wartościowi, często ci, którzy sapere audent, którzy umieją iść pod prąd i którzy mogliby ofiarować swój cenny wkład w rozwój Polski. Jednak najpierw ta Polska musi naprawdę choćby zacząć powracać do wspomnianej Christianitas, do standardów naszej cywilizacji. Obiecywanie uchodźcom wolności od prześladowań Barnevernetu czy innego Jugendamtu przy jednoczesnym budowaniu podobnych struktur jest fałszywe, nieludzkie i w dłuższym okresie zaowocuje tylko jeszcze większą niechęcią. Tym bardziej, że obecnie, w obliczu zapowiedzi kolejnego dokręcania śruby przemocy instytucjonalnej znów to polskie rodziny zaczynają pytać o bezpieczne miejsce na ziemi. I raczej są to dotychczasowi wyborcy PiS niż uczestnicy KODowskich demonstracji. Przyznam, że nieco dziwię się Konstantemu Radziwiłłowi, współzałożycielowi Związku Dużych Rodzin Trzy Plus, że wydaje się nie mieć świadomości wagi problemu instytucjonalnej przemocy wobec rodziny. Fakt, że problem ten jest w mniejszej skali, niż powinien, obecny w debacie publicznej, nie oznacza, że on nie występuje, że się o nim nie mówi nieoficjalnie, czy, że jest jedynie marginalny. Według informacji podawanych przez mec. Kwaśniewskiego z Ordo Iuris spośród postępowań przeciw rodzinom, jakie zostały wytoczone przez sądy w wyniku działań różnych osób prywatnych czy instytucji w ramach rzekomej walki z „przemocą” czy „patologią”, a którymi zajmowało się Centrum Interwencji tego Instytutu, w 100% przypadków sądy uznawały próby ingerencji w rodzinę za nieuzasadnione. To uzmysławia skalę nadużyć, przed którymi rodziny nie mające odpowiedniej pomocy prawnej nie mogą się bronić. Ci ludzie liczyli na Dobrą Zmianę.

Właśnie arytmetyką demokratyczną często się tłumaczy inercję i koniunkturalizm. Zgodnie z tą optyką istnieją dwie skrajności (w Polsce PiS i totalna opozycja) posiadające swoich zdeklarowanych zwolenników oraz „środek”, który jest „umiarkowany” - cokolwiek by to znaczyło. Czy chodzi o ludzi, którzy życzą sobie umiarkowanych przewałów na VAT-cie, czy umiarkowanej ilości wyrzucanych na bruk lokatorów „prywatyzowanych” kamienic, czy umiarkowanej ilości policyjnych prowokacji na Marszu Niepodległości? Bo skoro całkowity brak tych zjawisk ma być domeną „skrajnych” z jednej strony, to chyba tak trzeba rozumieć „umiarkowanie”?

Tymczasem jeśli już istnieje jakaś oś sporu, to jest to oś między zwolennikami Dobrej Zmiany, a zwolennikami Republiki Okrągłego Stołu. Należy przypomnieć, że za zmianą opowiadali się również wyborcy Kukiz'15, niezależnie od późniejszych działań tego stronnictwa. Przechodzenie PiS na stronę Republiki Okrągłego Stołu, na stronę „żeby było tak, jak było” (jak wciąż jest niestety, w obszarze instytucjonalnej przemocy wobec rodzin) skutecznie zniechęci zwolenników Zmiany, ale zwolennicy Republiki Okrągłego Stołu dalej będą widzieć w partii rządzącej znienawidzonych kaczystów.

Autor: Krzysztof Jasiński
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także