"Wstępne informacje wskazują na to, że samolot oraz systemy lotniskowe były w pełni sprawne, komunikacja z wieżą odbywała się zgodnie z procedurami a ilość paliwa pozwalała na lądowanie na lotnisku zapasowym" – czytamy w oświadczeniu resortu obrony.
MON podkreśla, że pilot MiGa-29 był zawsze dobrze oceniany przez przełożonych. "Miał ponad 400 godzin nalotu, z tego ponad 200 na samolocie MiG-29. Posiadał aktualne badania lotniczo-lekarskie, treningi oraz niezbędne uprawnienia i dopuszczenia do danego lotu. Ponadto, miał właściwe i przepisowe wyposażenie wysokościowo-ratownicze" – napisano.
Ministerstwo zaznacza, że sposób, w jaki pilot opuścił kabinę jest obecnie analizowany, ale wstępne ustalenia sugerują, iż nie użył fotela wyrzucanego. "Brak możliwości podjęcia akcji ratunkowej przez śmigłowiec wynikał wyłącznie z warunków pogodowych i nie dotyczył kwestii wyszkolenia pilotów" – brzmi fragment komunikatu podpisanego przez rzeczniczkę MON Annę Pęzioł-Wójtowicz.
Wojskowy myśliwiec zniknął z radarów w poniedziałek. Rozbity samolot odnaleziono tego samego dnia wieczorem w lesie pod Kałuszynem na Mazowszu. Była to pierwsza katastrofa MiG-29 latającego w biało-czerwonych barwach. Po wypadku armia zdecydowała o uziemieniu wszystkich tych maszyn do czasu zakończenia śledztwa.
Miejsce wypadku badają Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, prokuratura i Żandarmeria Wojskowa. 28-letni pilot rozbitego samolotu trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację stawu skokowego.