Czarny scenariusz dla opozycji – PiS schodzi do centrum
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Czarny scenariusz dla opozycji – PiS schodzi do centrum

Dodano: 
Grzegorz Schetyna, lider PO
Grzegorz Schetyna, lider POŹródło:Flickr / Platforma Obywatelska RP / CC BY-SA 2.0
Spełniają się obawy opozycji – Prawo i Sprawiedliwość powiela manewr z 2015 roku i zaczyna odwoływać się do umiarkowanego elektoratu. Problemem opozycji nie jest jednak to, że dołuje w sondażach, tylko że dokonuje politycznej apostazji – ogranicza się w swoim przekazie do radykalnego antypisowskiego elektoratu i rezygnuje z naturalnej dla siebie bazy społecznej. Nowy premier korzystając z powstałej próżni politycznej, kieruje się do centrum, co może być gwoździem do trumny demoliberałów, bo nawet jeżeli nie uda mu się pozyskać liberalnego elektoratu, to przynajmniej uniemożliwi opozycji zmobilizowanie go przy najbliższych wyborach. Morawiecki kierujący się na centrum, to tak naprawdę Kaczyński zmierzający po większość konstytucyjną.

Większość komentatorów życia publicznego odnosząc się do niedawnej rekonstrukcji, skupiła się przede wszystkim na międzynarodowym aspekcie zawirowań politycznych (niemal wszystkie największe media zagraniczne poświęciły swoją uwagę wyłącznie relacjom Warszawy z Brukselą), a tymczasem najciekawiej wygląda sytuacja, w jakiej znalazły się obecnie partie opozycyjne, a w szczególności Platforma Obywatelska, która po najnowszym gambicie Jarosława Kaczyńskiego została przyparta do muru.

Opozycja traci centrum

Publicyści od miesięcy powtarzają tezę, że PiS nie ma z kim przegrać, a siła obozu rządzącego jest spowodowana rozbiciem opozycji. Sprawa jest jednak poważniejsza i nie sprowadza się jedynie do prostej konstatacji, że opozycja jest podzielona, więc jest słaba, ale jakby podzielona nie była, to byłaby silna itp. Problem obecnej demoliberalnej strony sporu jest poważniejszy – opozycja powoli przestaje być potrzebna społeczeństwu, traci nie tylko poparcie w sondażach, ale wręcz swoją bazę społeczną.

Eliminując punkty zapalne zarówno w polityce wewnętrznej (Macierewicz, Szyszko), jak również i zewnętrznej (Waszczykowski, Szydło), PiS schodzi do centrum i zajmuje miejsce, które w naturalny sposób powinno przypadać Platformie Obywatelskiej. Główna partia opozycyjna dokonała jednak w ciągu ostatnich lat całkowitej apostazji politycznej. PO prezentowała się przed laty jako umiarkowana partia centro-prawicy (w ostatnim czasie skrzętnie pomijająca ten drugi człon swojej ideowej orientacji), nawiązująca w pewnych aspektach do nurtów chadecji oraz nowej prawicy i odwołująca się w swoim przekazie do klasy średniej oraz czegoś, co moglibyśmy określić mianem mieszczańskich cnót. Jednak w ostatnich latach coraz częściej rezygnowała z tego umiarkowanego oblicza.

Platforma porzuciła wizerunek partii wyrażającej interesy klasy średniej i przeistoczyła się w radykalno-histeryczne ugrupowanie owładnięte obsesją zamachu na Trybunał, zamachu na konstytucję, zamachu na demokrację. Jej miejsce w sposób naturalny powinna w takim przypadku zająć Nowoczesna, jednak Ryszard Petru podjął grę Schetyny i zamiast prezentować się jako „świeża Platforma”, zdecydował się ścigać z PO o miano największego antypisu. Mówiąc w skrócie, Petru odrzucił możliwość stworzenia liberalnej alternatywy dla Prawa i Sprawiedliwości, zdecydował się na próbę pożarcia PO i przejęcia całego elektoratu antypisowskiego, błędnie zakładając, że wszyscy wyborcy PO byli w pierwszej kolejności zajadłymi wrogami Kaczyńskiego. Efekt takiego pojedynku mógł być tylko jeden – Schetyna pozostał liderem (kulawym, ale jednak) opozycji, a Petru stracił przywództwo w partii, która jeszcze niedawno miała w nazwie jego nazwisko.

Obie partie ograniczając swój zasięg do antypisowskiego betonu, tracą kontakt ze swoją naturalną, szeroką bazą wyborców. Chwilowo przekłada się to jedynie na kiepskie wyniki w sondażach, ale w przyszłości oderwanie się obu partii od rzeczywistości, może mieć fatalne skutki. W ostateczności Platforma Obywatelska może podzielić losy SLD, które po przegranych wyborach utraciło swoją bazę społeczną – elektorat socjalny zagarnął PiS, orientację obyczajowo-kulturową (i tak ledwie obecną) przejęli demoliberałowie. Ostatecznie partia Leszka Millera skarlała do postpezetpeerowskiego ugrupowania, które nie jest w stanie przekroczyć progu wyborczego. Stało się tak jednak nie przez afery i złą politykę (wszak wyborca jest w stanie wiele wybaczyć i jeszcze więcej zapomnieć), tylko przez prosty fakt, że po utracie rządów i „okresie pokuty” nie było komu na SLD głosować.

Osierocony elektorat

Rzecz jasna nie oznacza to, że schodząc do centrum i wypychając PO, rząd Morawieckiego stanie się hybrydą „konserwatywnego liberalizmu” (a głosy o rzekomym liberalizmie nowego rządu pojawiały się po rekonstrukcji z zadziwiająca częstotliwością). To oczywiście nie będzie miało miejsca, ale nowy premier może zacząć się odwoływać do centrowego, umiarkowanego elektoratu, co stanowiłoby gwóźdź do trumny PO i Nowoczesnej, które bazują właśnie na tej grupie społecznej i w takim wypadku zostałyby skazane na coraz większą radykalizację i (ewentualnie) jeszcze wyraźniejszy skręt w lewo.

Miejsce, które w zdrowym systemie politycznym po Platformie przejęłaby Nowoczesna, zostało puste. Większość Polaków nie żyje na co dzień sprawą „zamachu na demokrację”. Oprócz podniosłych słów o trójpodziale władzy oraz przestrzeganiu praw człowieka, kobiet, zwierząt, roślin i konwencji genewskiej, potrzebują konkretów – rozwiązania problemów, z którymi borykają się na co dzień. Obecna opozycja niczego w tym zakresie nie proponuje. Jej nieliczne merytoryczne projekty i tak toną w morzu histerycznych krzyków.

Posłowie już zapewne nie pamiętają, ale Donald Tusk oprócz straszenia Kaczyńskim (ale jakże subtelnego w porównaniu do dzisiejszych deklaracji Schetyny, Petru czy Kijowskiego) dbał właśnie o ten centrowy, mieszczański elektorat. Tusk nie ograniczał się do antypisowskiego betonu; wprost przeciwnie – w jego szczytowym punkcie popularności w partii znalazło się miejsce dla tak różnych polityków jak Janusz Palikot i Jarosław Gowin. „Nie róbmy polityki, budujmy drogi” – przecież to słynne hasło z 2011 roku, gdy Tusk zdominował polską scenę i „nie miał z kim przegrać”, jest całkowitym przeciwieństwem tego, co proponuje dzisiejsza Platforma! Obecna opozycja liberalna po prostu abdykuje ze swojej funkcji, przez co powstaje polityczna próżnia. A jej ponoć rynek nie zniesie.

Liberałowie zneutralizowani

Warto ponadto wskazać, że jakkolwiek stan gospodarki jest kluczowy dla wyniku wyborów, to wyborcy nie głosują przez swoje ekonomiczne zapatrywania. W hierarchii politycznych wartości poglądy ekonomiczne zajmują niższą pozycję niż aspekty tożsamościowe, religijne czy cywilizacyjne. To oczywiste. Dlatego też elektorat, który mógł być sceptycznie nastawiony do socjalnych projektów PiS-u, przy najbliższych wyborach nie będzie o nie kruszył przysłowiowej kopii. Nie da się też ukryć, że sam program „Rodzina +” był olbrzymim sukcesem wizerunkowym (być może największym w historii III RP) i nawet wyborcy zajadle antypisowscy nie odmawiają mu zalet (ale cóż biedni mają robić, skoro sami liderzy – podobno liberalnej – opozycji obiecują rozbudowę tegoż programu?).

Roszada z Morawieckim będzie miała jeszcze jeden skutek, być może najdonioślejszy ze wszystkich – nawet jeżeli nowemu premierowi nie uda się uzyskać poparcia elektoratu liberalnego, to skutecznie uniemożliwi opozycji jego mobilizację. Rząd pozbawiony Szyszki, Macierewicza i Waszczykowskiego, nieskonfliktowany z Unią, prezentujący pisowską wersję „ciepłej wody w kranie”, nie będzie rządem, który generuje sławetną „duszną atmosferę IV RP”, nie będzie rządem, który dybie na wolność i demokrację, z przede wszystkim nie będzie rządem, wobec którego udałoby się powtórzyć słynną antykaczystowską mobilizację z 2007 roku.

Jeżeli PiS skłócony z Brukselą, osamotniony na arenie międzynarodowej i posiadający w swoich szeregach Macierewicza, Szyszko i Waszczykowskiego osiągał w niemal wszystkich sondażach co najmniej po 40 proc. poparcia, to wolta jaką obecnie obserwujemy w obozie rządzącym może mieć tylko jedno źródło – Kaczyński celuje w większość konstytucyjną. Warto zauważyć, że obecna opozycja robi wszystko, aby ją uzyskał.

Powyższy artykuł wyraża osobiste poglądy autora i nie odzwierciedla stanowiska redakcji.

Czytaj też:
Gabryel: "Najdłuższą rekonstrukcję nowoczesnej Europy" poznamy po owocach
Czytaj też:
Zboralski: To koniec opozycji parlamentarnej jaką znamy


Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także