Zgromadzenie Parlamentarne NATO dyskutuje o zdolnościach odstraszania Sojuszu. Czy Polska wejdzie do elity?

Zgromadzenie Parlamentarne NATO dyskutuje o zdolnościach odstraszania Sojuszu. Czy Polska wejdzie do elity?

Dodano: 
Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO
Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO Źródło: PAP/EPA / Olivier Hoslet
Dynamika globalnego bezpieczeństwa, ewoluująca na zasadzie „shock & shift”, ze starymi i nowymi potęgami oraz hybrydowymi środkami prowadzenia wojny, wymusza mobilizację państwa polskiego do aktywnego budowania sojuszy, a zarazem własnych inwestycji w armię. Odbywające się właśnie w Warszawie Zgromadzenie Parlamentarne NATO jest dobrą okazją do podjęcia próby bilansu, określenia kluczowych kierunków działania, a zarazem uświadomienia sobie, ile nam jeszcze zostało do zrobienia.

Wczytując się w dokumenty NATO, a także analizując głos ekspertów widać, że Sojusz wymaga stałego rozwijania systemu odstraszania. Owszem, wschodnia flanka NATO funkcjonuje, amerykańskie wojska wzmacniają bezpieczeństwo Polski i regionu, a stan uzbrojenia niektórych jednostek poprawia się, ale obecne zdolności wciąż nie dają gwarancji skutecznych działań.

Rosja konsekwentnie rozwija swoje zdolności bojowe. Warto spojrzeć chociażby na system anty-dostępowy A2/AD (tzw. anti-access/area denial), który jest jednym z kluczowych celów obrad członków NATO. To system, który jest przygotowany do natychmiastowej likwidacji każdej jednostki nieprzyjaciela lub nieuprawnionego obiektu w promieniu, co najmniej 400 kilometrów (według niektórych źródeł nawet 1000 km). Niestety, znaczna część tego systemu ulokowana jest w Obwodzie Kaliningradzkim, na Białorusi oraz na Krymie, a zatem Polska jest w jego zasięgu. Należy się więc zastanowić, czy państwa członkowskie NATO zaryzykują wysłanie swoich żołnierzy na pomoc Polsce, gdy taki system działa.

Pamiętajmy więc, że NATO to system naczyń połączonych a – jak zapowiedział prezydent Donald Trump – Amerykanie nie będą brali ciężaru finansowania całej siły obronnej Sojuszu wyłącznie na siebie, gdy inne państwa nie dotrzymują zobowiązań traktatowych (2 proc. PKB na wojsko).

Polska w NATO – dokąd zmierzamy…

Polski wkład jest zauważony i chwalony, ale te 2 proc PKB należy przekuć w konkretne zadania inwestycyjne. Należy się zastanowić, czy pozycja Polski w NATO, poza wizerunkiem lojalnego partnera USA i zdyscyplinowanego płatnika podpartym pochwałami Trumpa, jest na tyle silna, aby w razie potrzeby wymóc faktyczną realizację obietnic natowskiej rodziny? Odpowiedź jest prosta. Polska może liczyć na NATO, ale jeśli chcemy być pewni wsparcia, to sami – jako członkowie Sojuszu – musimy dać przykład i rozpocząć wzmacnianie NATO poprzez inwestycje w komponenty odstraszania.

Dobrym początkiem jest zakup pocisków JASSM dla polskich Sił Powietrznych, ale to wciąż za mało. Wydaje się, że lotniska i samoloty są zbyt łatwym celem, a w razie eskalacji konfliktu, mogą nie dostać szansy użycia tej broni. Po drugie, musimy nadal wzmacniać wewnętrzne partnerstwa w samym NATO, wychodząc poza tradycyjny sojusz z USA. Z kim możemy taki sojusz rozszerzać i jak? Odpowiedzi na te pytania powinni już dawno znać rządzący. Proces takiego organicznego wzmacniania NATO przejawia się np. w ilości spotkań, kordialnych handshake’ówi wspólnych fotografii między prezydentami Donaldem Trumpem, Emmanuelem Macronem i premier Wlk. Brytanii Theresą May po udanym odpaleniu pocisków manewrujących w kierunku Syrii. Trzeba pamiętać, że za tymi dyplomatycznymi gestami kryje się również mozolna praca przy planowaniu tego typu operacji. To zaś oznacza bardzo ścisłą współpracę elitarnego klubu państw-decydentów.

Czy Polska może wejść do tej elity? Tak. Polska powinna jednak aktywniej włączyć się w budowę silnego NATO z realnie działającym systemem odstraszania.

i co możemy zrobić?

Utrwalajmy pozycję wiarygodnego partnera, który jest nie tylko biorcą, ale też provider’em bezpieczeństwa – dla siebie, ale też dla słabszych państw w regionie (Litwa, Łotwa, Estonia, czy nawet Czechy i Słowacja). To z kolei w oczywisty sposób będzie miało przełożenie na stosunki polityczne i gospodarcze z tymi państwami. Dodatkowo, jako państwo, które może (w razie konieczności) wnieść istotny wkład w operacje o strategicznym znaczeniu dla NATO, Polska wzmocni swoją pozycję względem najważniejszych partnerów: USA, Francji i Wielkiej Brytanii. W pewnym sensie przegoni Niemcy, które takich zdolności nie posiadają (niestety wolą postrzegać Rosję przez optykę „handlowych” interesów energetycznych, a nie "zielonych ludzików" anektujących Krym). Na poziomie dyskusji o zdolnościach NATO jako całości – podkreślajmy, że tylko solidarne podejście, oparte na zrozumieniu realności zagrożeń, w tym siły rażenia takiego systemu, jak A2/AD, przyniesie korzyści.

Polska musi też przede wszystkim uzyskać taką broń, która pozwoli wzmocnić zarówno samodzielne, jak i sojusznicze zdolności konkretnego odstraszania. Na ten moment, doceniając rozwijanie liczebności i wyposażenia wojsk w powietrzu oraz na lądzie, mimo ogromu korzyści z programu "WISŁA", wydaje się, że polskim siłom zbrojnym brakuje kluczowego ogniwa – nowoczesnych pocisków manewrujących. To one dają faktyczną przewagę w teatrze zdarzeń krytycznych, m.in. dzięki temu, że otwierają i oczyszczają przestrzeń powietrzną, dając czas na działanie jednostek uderzeniowych, poprzez „oślepianie” przeciwnika. Gwoli ścisłości – rozwiązanie te mają być wdrażane w ramach programu "ORKA".

I tu zaczynają się schody

Tylko dwa państwa w NATO produkują rakiety manewrujące – USA, oferujące Tomahawki oraz Francja produkująca pociski MdCN/NCM. Czy można wskazać, która z propozycji jest lepsza? Raczej nie, choć z pewnością istotnym kryterium wyboru powinna być swoboda możliwości użycia pocisków przez naszą armię. Niestety ciągle trwają prace nad aktualizacją strategicznych dokumentów MON (takich jak np. Plan Modernizacji Technicznej, a zwłaszcza Strategiczny Przegląd Obronny), które wyznaczą odpowiednie kierunki i warunki uzbrajania. Trudno wyrokować, w którą stronę pójdzie resort obrony, ale najważniejsze jest, aby nie porzucono pomysłu zakupu okrętów i pocisków w ogóle. W innym przypadku wejście do elity NATO pozostanie mrzonką.

Bez dostępu do krytycznych danych, a te posiada tylko MON, nie da się wskazać najlepszego rozwiązania, ale bardziej uważny obserwator dyplomatycznej gry mógłby dostrzec aktywność jednej ze stron oferujących pociski manewrujące. Zdarzenie z 8 maja z Pól Elizejskich przeszło bez echa w polskich mediach, a właśnie tam podczas rocznicowych obchodów zakończenia II wojny światowej, doszło do pozornie wyglądającego spotkania – prezydenta Macrona i kadm. M. Mordela, Inspektora Marynarki Wojennej. Choć rozmowa trwała krótko, to poza uściskiem dłoni wymienili oni kilka zdań, które jasno wskazują na dobre intencje pogłębiania relacji polsko-francuskich.

Kto wie, może to właśnie z Francją Polska będzie budować silne NATO w Europie, przy niezbyt jasnych sygnałach Niemiec (vide Nord Stream 2 i konflikt handlowy z USA)? Francją, która ma de facto drugą flotę wojenną na świecie i Francją, która odnawia współpracę z USA, co dla nas nie jest bez znaczenia. Faktem jest, że ostatnia dekada nie obfitowała w szczególne zażyłości i wspólne sukcesy oraz zdarzały się wzajemne potknięcia, ale z kursu kolizyjnego oba państwa już zeszły.

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także