Wojciech Maziarski w swoim artykule wydalenie z Polski i Unii Europejskiej Ludmiły Kozłowskiej porównał do wydalenia jego samego z komunistycznych Węgier oraz wyrzucenia z PRL Czeszki Lindy Winsh. Porównanie obecnej sytuacji Polski do lat 80. ostro skomentował Andrzej Gwiazda, jeden z liderów pierwszej Solidarności.
– To bardziej należałoby pytać o to psychiatrę, nie mnie – powiedział w rozmowie z DoRzeczy.pl. – A poważnie – albo jest to sprawa dla psychiatry, albo działanie wrogie Polsce. Rozumiałbym jeszcze, gdyby mówił to ktoś urodzony po 1989 roku, kto nie zna historii – oburza się Andrzej Gwiazda.
– Zmiany w kraju idą wreszcie w dobrym kierunku. I właśnie to ich tak oburza. Dlatego tak histerycznie reagują. Pewne środowiska chcą utrzymać dla siebie kraj, który dostali w prezencie od Józefa Stalina. Niektórzy przedstawiciele tej redakcji są nawet powiązani rodzinnie z komunistami – mówi Gwiazda.
Legenda antykomunistycznej opozycji stwierdza też, że opozycyjna działalność środowisk potem związanych z Wyborczą, w latach 80. była udawana.
– Ja tych ludzi doskonale znałem, i im ufałem. Bywało, że rozumieliśmy się w pół słowa. Jednak w pewnym momencie zacząłem zauważać, że ich działalność opozycyjna jest udawana. U jednych zauważyć to można było już w 1981 roku, u innych później. A już maski całkowicie opadły, gdy ludzie, którzy wydawali pismo „Robotnik” zaczęli mówić o robotnikach per „robole”. I zresztą to to środowisko wylansowało jako głównego ekonomistę Leszka Balcerowicza – mówi Andrzej Gwiazda.
Czytaj też:
Publicysta „Wyborczej” obiecuje proces. W obronie Ludmiły Kozłowskiej
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.