Terlikowski: Śmierć powinna być częścią życia. Współczesny człowiek tę prawdę wypiera
  • Przemysław HarczukAutor:Przemysław Harczuk

Terlikowski: Śmierć powinna być częścią życia. Współczesny człowiek tę prawdę wypiera

Dodano: 
Tomasz Terlikowski, b. red. naczelny Tv Republika i publicysta "Do Rzeczy"
Tomasz Terlikowski, b. red. naczelny Tv Republika i publicysta "Do Rzeczy" Źródło: PAP / Jacek Bednarczyk
Dzięki świętom 1 i 2 listopada wspominamy to, co było i myślimy o tym, co będzie. Uświadamiamy sobie ten ciąg pokoleń. I Halloween przygotowanie do tych świąt zakłóca. Bo na pewno nie pomaga w ich przeżywaniu latanie po ulicach w brzydkich ciuchach i wydrążanie oczu dyni. Jak chcemy wychować dzieci do brzydoty, komercji, pustki, niezrozumienia czym jest życie, to posyłajmy je na Halloween – mówi portalowi DoRzeczy.pl Tomasz Terlikowski, filozof i katolicki publicysta.

31 października katolicy szykują się już do Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego, jednak coraz mocniej wchodzi tego dnia zapożyczone z Zachodu Halloween. Jak to oceniać?

Tomasz Terlikowski: Jeżeli ktoś nie jest katolikiem, a koniecznie chce coś świętować 31 października, to niech już lepiej świętuje święto reformacji. A tak całkiem poważnie już powiem, że niestety Halloween wpisuje się w bardzo smutny proces, jakim jest infantylizacja, komercjalizacja i wypchnięcie ze świadomości śmierci.

Dlaczego?

Bo w tym święcie próbuje się oswoić, wyśmiać, strywializować coś, co określa nasze życie, czyli fakt, że zmierzamy ku śmierci. Jak to określił Heidegger „bytujemy ku śmierci”. I to jest prawda absolutnie fundamentalna. Niezależnie od tego w co wierzymy, czy wierzymy w życie przyszłe, czy nie, sama śmierć jest nieuchronna. Tak żyjemy, jak jesteśmy świadomi własnej śmierci. Jeżeli wypchniemy śmierć poza margines naszego życia, to nasze życie przestaje mieć sens, przestaje cokolwiek znaczyć. Po drugie, trochę tak żyjemy jak myślimy o śmierci i o tym co będzie po niej. Jeśli żyjemy tak, jak nam sugeruje Halloween, a bardzo często tak żyjemy, to żyjemy kierując się najniższymi instynktami i brzydotą. Po trzecie – wszystkie te zabawy, stroje, są po prostu brzydkie. Dostojewski miał rację pisząc, że piękno zbawi świat. Tu zamiast piękna mamy wszechogarniającą brzydotę. A więc wychowujemy dzieci do brzydoty, ale też odciągamy je od prawdziwej wiary. I wreszcie czwarty element.

Jaki?

Faktycznie 31 października przygotowujemy się już do świąt 1 i 2 listopada. Osobiście nie lubię określenia, że 1 listopada to czas refleksji i zadumy, bo to bardzo radosne święto – Wszystkich Świętych, gdy czcimy tych zmarłych, którzy są już w niebie. Ale tak się przyjęło – bo następnego dnia jest Dzień Zaduszny, gdzie faktycznie modlimy się za wszystkich bliskich zmarłych. Ale właśnie dzięki tym świętom wspominamy to, co było i myślimy o tym, co będzie. Uświadamiamy sobie ten ciąg pokoleń. I Halloween przygotowanie do tych świąt zakłóca. Bo na pewno nie pomaga w ich przeżywaniu latanie po ulicach w brzydkich ciuchach i wydrążanie oczu dyni. Jak chcemy wychować dzieci do brzydoty, komercji, pustki, niezrozumienia czym jest życie, to posyłajmy je na Halloween. Do tego jeszcze to święto nie ma żadnego zakorzenienia.

Jak to, przecież wywodzi się z tradycji anglosaskiej?

Nieprawda! Owszem, w tradycji anglosaskiej Halloween jest. Jednak to Halloween, które jest obchodzone dziś na całym świecie nie ma nic wspólnego z tradycją anglosaską. Jest czysto popkulturowym produktem, którego celem jest sprzedanie dziesiątków brzydkich ubrań, brzydkich rzeczy, wydrążonych dyń, plastikowych zabawek. To Halloween ma tyle wspólnego z Halloween anglosaskim, co Boże Narodzenie w Japonii z Bożym Narodzeniem w Polsce.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie było tak powszechnego obchodzenia tego święta. Skąd wzięła się ta moda?

Odpowiedź jest prosta i przykra. Wielkie sieci handlowe muszą co jakiś czas sprzedać więcej produktów. I po to wymyślono Halloween. Innym – mniej groźnym i dużo sympatyczniejszym świętem – jest 14 lutego i Walentynki. Sieci handlowe albo robią wyprzedaże, albo robią rozpoczęcie roku szkolnego, albo akcje promocyjne związane ze świętami. Również tymi prawdziwymi, jak święta Bożego Narodzenia, które coraz bardziej ze świąt religijnych stają się świętami rodzinnymi, w których chodzi o rozdanie największej liczby prezentów. Wielkanoc – za moich czasów żaden króliczek, czy zajączek prezentów nie rozdawał. Teraz „rozdaje”, to również podyktowane jest względami komercyjnymi. To nie jest tak, że tradycja nam się zmieniła, ale handel nam tę tradycję zmienił. Podobnie jest z Halloween – jak handel ma sprzedać 20 proc. plastikowych gadżetów więcej, to je sprzeda.

A inne podteksty?

Jest jedna głębsza refleksja – tam, gdzie niknie prawdziwa religijność, zaczynają pojawiać się jej substytuty. Tam, gdzie niknie prawdziwy karnawał, a karnawał nie istnieje bez postu, tam się pojawiają pewne święta w rodzaju Halloween.

Dwadzieścia lat temu nie szokował specjalnie widok trumny, czy ciała wystawionego w kaplicy. Za czasów naszych babć ciała zmarłych były nawiedzane w domach, przez sąsiadów, w tym dzieci. Teraz dzieci w ogóle nie zabiera się na pogrzeby, bo to dla nich „za trudne”.

Wypieramy śmierć ze świadomości. Tu nie chodzi tylko o pogrzeb, który jest ostatnim akcentem pierwszego etapu żałoby. Chodzi w ogóle o podejście. Czasem słyszymy, gdy dzieciom mówi się nie, że dziadek umarł, ale że gdzieś się „przeniósł”. Oczywiście, jako chrześcijanie wierzymy, że jego dusza jest nieśmiertelna. Ale nic nie zmienia faktu, że dziadek umarł. To fakt bezsporny, a próbuje się go wypierać. Nie twierdzę oczywiście, że maleńkim dzieciom należy od razu pokazywać zwłoki. Ale przychodzi wiek, w którym ta świadomość powinna być poszerzona. Tymczasem coraz rzadziej dorośli czuwają przy ciałach zmarłych. Coraz rzadziej organizuje się pożegnania z ciałem zmarłego w kościelnej bądź cmentarnej kaplicy.

Oczywiście nie chodzi o pokazywanie ciał ludzi okaleczonych, na przykład po ciężkich wypadkach?

Absolutnie nie chodzi o pornografię śmierci. Ale o możliwość pożegnania. Jeśli nie z wystawionym na widok publiczny ciałem, to przynajmniej o pożegnanie przy zamkniętej trumnie, uklęknięcie przy niej, modlitwę. Nie chodzi o „rajcowanie się” strasznym widokiem zwłok, ale o to, by śmierć byłą częścią życia. Bo jeśli śmierć nie jest częścią życia, to my tak naprawdę życia nie rozumiemy. Już Grecy mówili: „Czym jest filozofia, czyli mądrość? Mądrość to przygotowanie się do śmierci”. Niestety, dziś świadomość śmierci się wypiera.

Dlaczego tak się dzieje?

Dlatego, że próbuje się uświadomić ludziom, że nie ma śmierci. Bo beztroska konsumpcja, będąca celem współczesnej kultury, jest możliwa tylko wtedy, gdy nie myślimy o śmierci. Każda myśl o śmierci odbiera nie tylko fundament konsumpcji, ale odbiera fundament współczesnemu myśleniu etycznemu. Bo „wszystko mi wolno” tylko wtedy, gdy jestem nieśmiertelny. Bo jeśli jestem śmiertelny, jest śmierć a po niej sąd, to zdecydowanie nie wolno mi wszystkiego. A śmierć stawia takie pytania. Niezależnie, jak na nie odpowiemy. Jest sąd, czy go nie ma. To pytania o sąd są, czy chcemy, czy nie, w obliczu śmierci stawiane.

Czytaj też:
Ks. dr Chyła o Halloween: Fascynacja upiorami jest niezdrowa dla ludzkiej psychiki i duszy
Czytaj też:
Rzecznik Episkopatu: Halloween? Pogański zwyczaj, który banalizuje śmierć

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także