Rozpłochowski: Stan wojenny służył przygotowaniu układu okrągłego stołu
  • Przemysław HarczukAutor:Przemysław Harczuk

Rozpłochowski: Stan wojenny służył przygotowaniu układu okrągłego stołu

Dodano: 
Andrzej Rozpłochowski i Zbigniew Kupisiewicz
Andrzej Rozpłochowski i Zbigniew Kupisiewicz Źródło: PAP / Andrzej Grygiel
Stawiam tezę, że stan wojenny nie był wprowadzony po to, by zniszczyć Solidarność, ale by ją spacyfikować. By usunąć z niej nieprzejednanych antykomunistycznych działaczy. By pozostała dominująca grupa działaczy, która będzie w stanie zawrzeć z komunistami jakiś układ. I rzeczywiście tak się stało – mówi portalowi DoRzeczy.pl Andrzej Rozpłochowski, jeden z liderów i twórców śląskiej Solidarności.

Jak wspomina Pan dzień wprowadzenia stanu wojennego?

Andrzej Rozpłochowski: Wspólnie z innymi działaczami śląskiej Solidarności wracaliśmy pociągiem – z ostatniego jak się okazało – zebrania Komisji Krajowej Solidarności w Gdańsku. Zostałem aresztowany 13 grudnia na dworcu w Katowicach. Przewieziono mnie do aresztu, słynnej komendy MO w Katowicach. Tam byłem przetrzymywany przez dwa miesiące. Potem zaliczyłem kolejnych kilka więzień. Do grudnia 1982 roku.

Jednak wtedy nie znalazł się Pan na wolności?

Nie. Jako jedyna osoba z grona około dziesięciu osób, które po roku, na początku 1982 roku zostały zwolnione, zostałem natychmiast ponownie zakuty w kajdany, przewieziony do Warszawy do prokuratury wojskowej. Usłyszałem zarzut, że jestem oskarżony o udział w spisku zmierzającym do obalenia siłą ustroju PRL i osłabienia jej mocy obronnej. Był to najcięższy artykuł ówczesnego kodeksu karnego. Groziła kara od 10 lat więzienia do kary śmierci. Zostałem osadzony w jednej z cel aresztu na Rakowieckiej. W celi uświadomiłem sobie, że to tu komuniści w okresie stalinowskim mordowali polskich patriotów. To było bardzo wstrząsające, a jednocześnie dodawało sił, że oni – generał Nil, Inka, rotmistrz Pilecki tu byli. Czuło się zobowiązanie, że trzeba zachować się jak trzeba.

Należał pan do jednych z najbardziej znanych więźniów politycznych w PRL?

W latach 1983 – 1984 faktycznie znajdowałem się wśród jedenastu czołowych więźniów politycznych. Z naszymi nazwiskami na ustach szły demonstracje antykomunistyczne. Naszego procesu jednak nigdy nie rozpoczęto. Po okresie dwóch lat, na początku sierpnia 1984 roku zostałem warunkowo zwolniony z więzienia na mocy amnestii, którą komuniści ogłosili. Jest jedna rzecz, bardzo dziś mało znana.

Jaka?

Zanim nas uwolniono, wiosną, parę miesięcy wcześniej podjęto próbę nakłonienia nas do wyjazdu za granicę. To rzecz prawie nieznana. Za pierwszy razem skontaktował się ze mną dyrektor gabinetu sekretarza generalnego ONZ, który w pokoju widzeń na terenie aresztu, który przy pomocy tłumaczki z MSZ przedstawił mi propozycję, że jeżeli wyrażę zgodę na wyjazd na Zachód, zostanę od razu wypuszczony z aresztu, będę mógł zabrać najbliższych i opuścić kraj, a ONZ zorganizuje mi pieniądze, mieszkanie, pracę, możliwość studiowania. Propozycję odrzuciłem. Jak się okazało inni też ją odrzucali. Istotną cechą tej propozycji było to, że decyzję każdy musiał podjąć sam. Bez konsultacji z innymi działaczami Solidarności, bez konsultacji z rodziną, bez konsultacji z adwokatem.

Odrzucił Pan propozycję, i co dalej?

Potem była jeszcze druga próba, jeszcze bardziej moralnie złożona i trudniejsza. Zostałem zapakowany do suki więziennej, wywieziony z Sewerynem Jaworskim za Warszawę do lasów, do jakiejś tajnej siedziby władz. Tam wprowadzono mnie do pokoju, w którym siedział Tadeusz Mazowiecki, który przedstawił mi propozycję, że zostanę wypuszczony, jeżeli zgodzę się na pewien czas opuścić kraj, albo złożę na ręce prymasa Polski, kardynała Józefa Glempa deklarację o nieprowadzeniu działalności „antypaństwowej”. Czyli miałbym się wyrzec działalności patriotycznej. Forma moralnego złamania nas polegała na tym, że ludźmi, którzy nas do tego nakłaniali, byli czołowi doradcy Solidarności. Byli bardzo zawiedzeni tym, że odmawiamy.

Potem został Pan jednak zwolniony?

Ostatecznie nas uwolniono. Ja wyszedłem w sierpniu 1984 roku. Nie wypuszczono mnie jednak tak po prostu. Zapakowano mnie do cywilnego auta i w eskorcie funkcjonariuszy SB zawieziono na Śląsk.

Jak ocenia Pan skutki samego stanu wojennego?

Stawiam tezę, że stan wojenny nie był wprowadzony po to, by zniszczyć Solidarność, ale by ją spacyfikować. By usunąć z niej nieprzejednanych antykomunistycznych działaczy. By pozostała dominująca grupa działaczy, która będzie w stanie zawrzeć z komunistami jakiś układ. I rzeczywiście wyłoniła się samozwańcza organizacja, która w 1989 roku zawarła z komunistami złodziejski układ okrągłego stołu. Nie byłoby okrągłego stołu, gdyby nie było stanu wojennego.

Czytaj też:
Rulewski: Stan wojenny zamordował siłę narodu
Czytaj też:
Prof. Antoni Dudek: Stan wojenny przetrącił kręgosłup Solidarności

Czytaj także