Zgodnie z nowymi przepisami, w resorcie spraw zagranicznych nie mogą pracować osoby, które w okresie PRL - 22 lipca 1944 r. a 31 lipca 1990 - związane były z organami bezpieczeństwa państwa lub byli jej współpracownikami.
W związku z wejściem w życiem tych przepisów, z ministerstwa odeszło 51 dyplomatów. Jak wskazuje "Rzeczpospolita", na liście nie brakuje znanych nazwisk. Z resortem pożegnali się m.in. Andrzej Braiter - były ambasador w Angoli, Kostaryce i Brazylii, Jarosław Drozd - były konsul w Sankt Petersburgu i we Lwowie, Grzegorz Michalski - były ambasador w Turcji i Kazimierz Romański - były ambasador w Kuwejcie.
"Rzeczpospolita" donosi, że w resorcie zmiany te wywołały mieszane uczucia. Jeden z pracowników MSZ mówi dziennikowi: "Wśród zwolnionych pokaźną grupę stanowią technicy od łączności i szyfranci, bo zobowiązanie do współpracy zastępowało w dawnych czasach certyfikat bezpieczeństwa". Samo ministerstwo ma oficjalnie przekonywać, że odejście kilkudziesięciu osób nie wpłynęło na jego pracę.
Zdaniem byłego szefa MSZ Dariusza Rosatiego, pozbycie się takich osób to błąd. – Weryfikację trzeba było zrobić w odniesieniu do tych, którzy brali udział w zwalczaniu opozycji demokratycznej i współpracowały ze służbami sowieckimi. Odpowiedzialność zbiorowa w stosunku do osób, które pracowały dla 30 lat w wolnej Polsce, wygląda na próbę zwolnienia posad na swoich ludzi – mówi.
Czytaj też:
Agenci, przeciwnicy lustracji i obrońca WSI, czyli "Resortowe dzieci. Politycy"