Jako pierwsza oskarżyła Grodzkiego. "Wyciągnęłam 500 dolarów, odliczyłam po setce..."

Jako pierwsza oskarżyła Grodzkiego. "Wyciągnęłam 500 dolarów, odliczyłam po setce..."

Dodano: 
Grzegorz Schetyna (C), Małgorzata Kidawa-Błońska (P) i Tomasz Grodzki (L)
Grzegorz Schetyna (C), Małgorzata Kidawa-Błońska (P) i Tomasz Grodzki (L) Źródło:PAP / Leszek Szymański
To było dobrze zorganizowane i pacjenci o tym wiedzieli - podkreślił prof. Agnieszka Popiela mówiąc o tym, co w latach 90. działo się w szpitalu Szczecin-Zdunowo, w którym pracował prof. Tomasz Grodzki.

Prof. Agnieszka Popiela była pierwszą osobą, która publicznie oskarżyła prof. Tomasza Grodzkiego o branie łapówek. Tuż po jego wyborze na funkcję marszałka Senatu napisała na Twitterze: "Bardzo zdolny lekarz. Operował moją śp. mamę. Ale pamiętam też, że musiałam >dać<. I nigdy tego nie zapomnę". Po jej wpisie kolejni byli pacjenci szpitala Szczecin-Zdunowo zaczęli ujawniać swoje historie. Dziś na antenie Radia Szczecin prof. Popiela opowiedziała szerzej o swoim doświadczeniu z prof. Grodzkim.

Czytaj też:
"Osobiście wręczyłem pieniądze i dowiodę tego". Były pacjent Grodzkiego ujawnia tożsamość

Z jej relacji wynika, że przed planowaną operacją każdy pacjent był wzywany do pokoju lekarskiego. Tam odwiadywał się o kwocie, jaką musi zapłacić przed zabiegiem. – Na sali leżała dziewczynka, 15- 16-latka, po powrocie z gabinetu lekarskiego bardzo płakała, bo jej powiedzieli, że jeżeli chce mieć taką bliznę, żeby się jeszcze w bikini mogła pokazać na plaży to powinni przyjechać rodzice. Mama mi mówiła: "wiesz, ta dziewczynka bardzo płakała, bo powiedziała, że przecież nie może rodziców o to poprosić" – relacjonowała.

Prof. Popiela sama również odbyła rozmowę w gabinecie lekarskim. Dotyczyła ona jej mamy, która w czerwcu 1988 roku była pacjentką tego szpitala. Rozmawiała z ówczesnym ordynatorem prof. Grodzkim. Jak mówiła, potwierdził on, że ze względu na wysokie standardy leczenia i kształcenie się lekarzy przyszpitalna fundacja potrzebuje wsparcia finansowego. Prof. Popiela podkreśliła, że zapłata nie była warunkiem operacji, jednak przez takie postawienie sprawy czuła presję by dać pieniądze. Tym bardziej, że padła konkretna kwota.

– Wyciągnęłam 500 dolarów z portfela, to nie była żadna koperta, odliczyłam po setce, prosiłam, żeby przeliczył. Pan ordynator wziął te pieniądze, nie umiem sobie przypomnieć teraz, gdzie je schował, czy to była szuflada... ale pamiętam, że podszedł do biurka, wyciągnął zeszyt formatu A4, zapisał w nim coś. Zrozumiałam to w ten sposób, że zapisał moją wpłatę na tę fundację. Ale nie dostałam żadnego pokwitowania – powiedziała.

Czytaj też:
"Jestem do dyspozycji". Tomasz Grodzki zwrócił się do prezydenta
Czytaj też:
Owsiak zaapelował do Ziobry. Stanowcza reakcja Służby Więziennej

Źródło: Radio Szczecin
Czytaj także