– Czułam się upokorzona. Odwoływanie mnie trwało prawie cztery miesiące. I przez ten czas nikt nie chciał wytłumaczyć mi, co się dzieje. Premier Beata Szydło mówiła: wiesz, że polityczne decyzje zapadają gdzie indziej. Prosiłam więc słynną panią Basię, żeby mnie umówiła na spotkanie z prezesem. Ale na spotkanie nie było szans – stwierdziła Streżyńska.
Poparcie Kaczyńskiego
Według byłej minister jedyną osobą, która do końca broniła jej obecności w rządzie, był Jarosław Kaczyński. – Wbrew temu, co się mówi, prezes nie rządzi w ten sposób, że mówi, jak ma być i reszta kładzie uszy po sobie. W PiS-ie duże znaczenie ma komitet polityczny. A tam są Antoni Macierewicz czy Mariusz Błaszczak – podkreśliła.
Streżyńska powiedziała, że to właśnie ci dwaj ministrowie dążyli do zmiany kompetencji między MON, MSWiA i resortem cyfryzacji. – Antoni Macierewicz walczy z otwartą przyłbicą. Nikt, kto jest na linii jego strzału, nie ma wątpliwości, że tam jest. On staje na wprost, w samo południe, wyciąga kolta i strzał. A minister Błaszczak strzela zza węgła i to jest różnica – oceniła.
"To nas rozdzieliło"
Tłumaczyła, że czas spędzony w Ministerstwie Cyfryzacji to najszczęśliwszym okres w jej życiu, a rozstanie z resortem było bardzo bolesne. – Przeorganizowałam całe swoje życie. Przeprowadziłam się do Warszawy. Rodzinę zostawiłam na wsi. Cały ten czas poświęciłam pracy. To samo moi współpracownicy. Daliśmy temu serce, wiedzę i twarz – powiedziała Streżyńska.
Pytana, czy Prawo i Sprawiedliwość nie doceniło jej zaangażowania, była minister stwierdziła, że kluczowa w całej sprawie była jej bezpartyjność. To nas rozdzieliło. Dziś bym przestrzegała wszystkich fachowców przed wiarą w to, że mogą coś trwale zmienić bez zaplecza politycznego. Mówię to bez goryczy. Po prostu takie są fakty – oświadczyła Streżyńska.
Czytaj też:
TVP Info: Serdeczna rozmowa Tuska z dziennikarzem TVN