Foch na Polskę

Dodano: 
Maria Nurowska
Maria Nurowska Źródło: PAP / Jakub Kamiński
TAKI MAMY KLIMAT || Elita jest dla wspólnoty, a nie na odwrót. Tymczasem nasze elitki w dużej mierze pogardzają przeciętnym człowiekiem, żerując na narodzie. Dowodów na to nie brakuje. Mają się za „oświeconych reformatorów”, a polski lud za ciemną masę, której zadaniem jest klaskać na zawołanie. Gdy coś nie idzie po ich myśli, gdy Polacy odwracają się od nich, to łapią przysłowiowego focha. Są jak obrażone dzieci.

„60% Polaków chce głosować na Dudę. Oto maluje się obraz Polski 2020. W Pałacu Prezydenckim nieodpowiedzialny człowiek, w Filharmonii pan Zenek... w Sejmie większość to cyniczni, chciwi stanowisk i kasy poslowie...W rządzie podobnie.....
Nie chcę Cię Takiej Polsko! Już wolalam Cię pod protektoratem Rosji...byliśmy wszyscy raczej niebogaci materialnie, ale za to duchowo. Czytaliśmy Gombrowicza, wiersze Barańczaka, do teatru chodziliśmy na"Dziady"...Kościół był dla nas wsparciem,
Nie chcę Cię takej Polsko”

Taki oto wpis Maria Nurowska zamieściła na swoim Facebooku kilka dni temu. Wydaje się być on na tyle charakterystyczny, że warto poświęcić mu trochę więcej uwagi, gdyż stanowi swoisty probierz stanu mentalnego w jakim znalazła się po 2015 roku spora część „ludzi na pewnym poziomie”.

Foch elitek

We wpisie Nurowskiej widać dwie tendencje, na które warto zwrócić uwagę. Pierwsza to oczywiście obrażenie się na Polskę. Podobne zachowania widzieliśmy w postawie elitek odkąd Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory i odkąd przedstawicieli tychże środowisk zdali sobie sprawę, że nikt się nie liczy z ich zdaniem. Ani rządzący, ani opozycja. Nawet w TVN częściej można zobaczyć jakiś autorytet ze środowisk sędziowskich niż artystycznych.

Jak pisałem kilka miesięcy temu w tekście„Świat upadłych elitek”, te wszystkie Nurowskie, Stuhry i Jandy stały się dla partii opozycyjnych wręcz obciążeniem. Każdy protest, w którym biorą udział nagle obumiera; każda akcja, którą poprą – nagle upada. Ich przekaz trafia do radykalnych antykaczystów, którym wystarczy rzucić żart, że „Kaczyński to kurdupel”, a „prezydent to Adrian”. Nikt tak ciężko nie pracuje na poparcie partii Kaczyńskiego co właśnie te kręgi celebrycko-artystyczne.

Mówiąc kolokwialnie – przedstawiciele tychże elitek złapali focha na Polskę. Wyglądają jak kilkuletnie dzieci, które obrażone tupią nóżką, bo świat nie działa, jak chcieli. Pół biedy, gdy ośmieszają tak same siebie, problem zaczyna się w momencie, gdy – jak zrobiła to Maria Nurowska – zaczynają wypowiadać posłuszeństwo własnemu państwu.

Sama pisarka nie jest rzecz jasna wyjątkiem – ona po prostu w bezpośredni sposób wyraziła to, co wielu innych stara się ukryć za ładniejszymi słówkami. Bo czyż wiele różni się jej wpis to od złotych rad prof. Środy, która sugerowała, aby budować „drugą” Polskę? Przypomnijmy, że pani filozof proponowała, aby antykaczyści budowali „państwo podziemne” – tworzyli własną infrastrukturę, zakładali własne uniwersytety, a nawet stworzyli „system mieszkań dla tych którzy się ukrywają”. Czy Jacek Żakowski wyrażający nadzieję, że KOD przeistoczy się w „polski Hamas” różnił się wiele od Nurowskiej? Czy różnił się czymkolwiek? Te kręgi obrażone na naród, który źle wybrał władzę, marzą po prostu o stworzeniu alternatywnego państwa.

„Ileż tu tych Polsk…”

To jest w ogóle potworna bolączka, która trawi Polskę od 30 lat – to nieustanne wyrywanie państwa przez kolejne środowiska, które oczekują od obywateli, by ci się jednoznacznie opowiedzieli po jednej ze stron sporu. I tak dostajemy kolejne „Polski”. Gdy wygrywa PO, to prawica złorzeczy o „Polsce Tuska”, gdy do władzy dochodzi PiS, to słyszymy z kolei o „Polsce Kaczyńskiego”. „Ileż tu tych Polsk – i wszystkie trzeba kochać” – stwierdził wiele lat temu na pół gorzko, na pół ironicznie Stefan Kisielewski i nie ma chyba cytatu, który dosadniej oddawałby stan dzisiejszej Polski.

Oczywiście te wszystkie „państwa Tuska”, „państwa Kaczyńskiego”, to wszystko jest brednią, gdyż Polska jest tylko jedna – niezależnie od tego, kto tymczasowo sprawuje rządy. To w gruncie rzeczy konserwatywne postrzeganie wspólnoty politycznej jest jednak dzisiaj obce większości politykom i komentatorom politycznym.

Jest też niestety obce tym środowiskom, które same siebie postrzegają jako elity III RP.

Oświeceni reformatorzy

Foch na Polskę jest dość oczywisty. Drugi przekaz, jaki przebija z wpisu Nurowskiej, wydaje się mniej istotny, ale jakże znamienny. Chodzi o te wszystkie pogardliwe uwagi dzielące Polaków z jednej strony na oświeconych czytelników Tokarczuk i Gombrowicza, z drugiej natomiast na fanów Zenka Martyniuka.

Znamienna jest tu wypowiedź Bartłomieja Sienkiewicza, który swego czasu stwierdził, że osiem lat rządów PO to czas „bezprzykładnego rozwoju”, dzięki czemu III RP przełamała model „typowy dla peryferii” obowiązujący w Polsce od XVIII wieku. W tym modelu – przekonywał były szef MSW – „oświeceni reformatorzy” próbowali dokonywać zmian, ale napotykali na mur – społeczeństwo, które pozostawało głuche na ich mądre wskazania.

Powyższe wywody znalazły się w dłuższym wywiadzie jakiego Sienkiewicz udzielił „Kulturze liberalnej” kilka tygodni po przegranych przez PO wyborach parlamentarnych w 2015 r. Najistotniejsza wydaje się ta naturalna dla byłego ministra perspektywa, że jego obóz jest spadkobiercą „oświeconych reformatorów” – tej wąskiej elity, która niosła kaganek oświaty, ale zawsze stykała się z ciemnym ludem niezdolnym do zrozumienia i docenienia, co ta oświecona elita czyni.

Może nie tak elokwentnie i zgrabnie jak Sienkiewicz, ale za to jakże dosadnie te myśli wyartykułował swego czasu szef KODu Krzysztof Łoziński:

„Cham wyrasta na pomniki, cham zaczyna być wzorcem patriotyzmu, kultury, myśli. Cham dzierży władzę, a wrogiem chama są »elity«. Otóż konstytucja ma być zmieniona, by »nie była dla elit, tylko dla ludzi«. Bo przecież elity, to nie ludzie, to »układ«, to »łże-elity«, »wykształciuchy«, »lumpeninteligenci«. Bo przecież »lud prosty« wie lepiej. Nie kończył uniwersytetów, nie czytał Gombrowicza, nie wie, co to genotyp, nie wie, jaką liczbę barionową mają mezony, ale wie lepiej” – przekonywał Łoziński.

Nie wiem, czym ten biedny Gombrowicz aż tak nagrzeszył, że go co chwila wyciągają na sztandary (czyż to nie Giertych chciał go ściągać z listy lektur?), pomijam również nietypowe zamiłowanie szefa KODu do mezonów, ale fascynująca jest sama figura – to uważanie samych siebie za jakąś wyjątkową elitę uzbrojoną w niezwykły potencjał intelektualny.

Kompleksy elitek

Aby nikt nie miał wątpliwości, to w tego typu wypowiedziach jak bumerang powracają nazwiska słynnych intelektualistów, które mają uzmysłowić przeciętnemu zjadaczowi chleba, że ten pisowski motłoch nie zna świata kultury, ale my – śmietanka towarzyska powołana do wyższych celów – i owszem. Dlatego ktoś co chwila wspomina a to o marksiście Žižku (Manuela Gretkowska), a to Carla Schmitta (Adam Zagajewski), a to właśnie tego nieszczęsnego Gombrowicza. Bo przecież w tym powoływaniu się na autorytet ze świata filozofii czy kultury chodzi o udowodnienie samemu sobie, że się jest lepszym.

Cóż… ci ludzie muszą żyć w strasznych kompleksach. Najlepiej to widać po tym, że te słynne nazwiska i odniesienia padają w zupełnie przypadkowy sposób, często nie mają żadnego związku z omawianą sprawą.

Doskonałym przykładem będzie tutaj wpis Manueli Gretkowskiej z 24 czerwca 2019 (miesiąc po tym jak PiS zmiażdżył Koalicję Europejską w wyborach do Parlamentu Europejskiego). „Śmieszy mnie bicie się polskiej inteligencji w pierś: nasza wina, tyle lat nie edukowaliśmy narodu, nie pochylaliśmy się nad maluczkimi. Gnojami, które zabierają nam wolność. Popatrzcie na nich w sejmie, na ich posłów (…). Zamiast bić się w pierś, walnijmy się w mózg (…). Mówienie o braku dostępu do wiedzy w XXI wieku jest śmieszne, gdy każdy ma dostęp do internetu. Czyja wina, że zamiast czytać Żiżka, tłucze na nim porno albo gry.(to był żart, zwykłych ludzi nie stać na taką czystą kokainę jak Żizka)”.

Oczywistym jest, że wyborcy partii X (prawicowej, lewicowej – jakiejkolwiek) nie są en masse znawcami niemieckiej filozofii, nie znają dorobku Gombrowicza i nie mają pojęcia, czym jest mezon. To nie ma jednak znaczenia. Znaczenie ma poczucie, bycia lepszym.

Polska dla Polaków czy Polacy dla Polski

Upraszczając możemy wyróżnić dwa rodzaje relacji jednostka-wspólnota (a jest to kluczowe zagadnienie dla dzisiejszych czasów); pierwszy opiera się na przeświadczeniu, że to autonomiczne jednostki za pomocą swej woli fundują naród, państwo etc.; drugie podejście twierdzi wprost przeciwnie, że to naród za pomocą swego dziedzictwa kulturowego i historycznego tworzy jednostki, że to dzięki wspólnocie człowiek jest tym kim jest.

Ten woluntarystyczny okrzyk Nurowskiej „Nie chcę Cię takiej Polsko” jest tylko kolejnym potwierdzeniem tego, że elitki III RP opowiadają się za tą pierwszą wizją. Można złośliwie zauważyć, że takie osoby jak Nurowska reprezentują postawę „Polska dla Polaków”, podczas gdy zwolennicy drugiego rodzaju relacji preferują hasło „Polacy dla Polski”.

Skoro jesteśmy już przy tak „niepoprawnych” zwrotach to warto zacytować jednego z protoplastów ruchu narodowego – Jana Ludwika Popławskiego. Postać nieco już zapomniana, aczkolwiek niezwykle istotna (oczywiście nie tak jak Gombrowicz czy mezony).

„Im wyższą kulturę posiada społeczeństwo, im wyższą jest stopa organizacji społecznej i społecznego bytu, tem więcej jednostka otrzymuje od społeczeństwa; tem więcej też powinna w zamian dawać, bo kto bierze, a w zamian nic nie daje, ten jest bądź żebrakiem, bądź złodziejem”.

W tym cytacie kryje się cały problem, jaki mamy z dzisiejszymi elitkami. Otóż one stoją nie tylko na stanowisku, zgodnie z którym jednostka góruje nad wspólnotą, ale ich zdaniem wspólnota powinna być wręcz na usługach tychże „wybitnych” jednostek. Tych, co to czytają Gombrowicza i Żiżka.

Tymczasem prawdziwa elita jest nią tylko dlatego, bo jest w stanie coś zaoferować wspólnocie. Reprezentant świata nauki czy sztuki osiągnął swoją pozycję dzięki dorobkowi narodu (a szerzej – cywilizacji), a nie pomimo niego. Prawdziwą elitę poznaje się po tym, w jaki sposób jest się w stanie odwdzięczyć wspólnocie za swoje wykształcenie. Poznaje się ją po tym, co jest w stanie zaoferować reszcie społeczeństwa, co jest gotowa poświęcić. Tymczasem cytowane tutaj tzw. autorytety nie chcą niczego poświęcać. One jedynie pragną mieć tłum, który będzie oklaskiwał ich popisy. Gdy ludzie przestają zwracać uwagę na ich pląsy, to elitki stukają ze złością obcasem i z oburzeniem zaczynają mówić o głupocie Polaków.

Bo załóżmy, że percepcja Jandy, Nurowskiej i innych Stuhrów jest słuszna, że Polacy to ciemny lud, który – cytując Manuelę Gretkowską – „daje d**y każdemu, kto posmaruje”. Załóżmy, że tak jest. To przecież rolą tychże oświeconych elit powinno być wyjście do tego ludu, próba zrozumienia go, dotarcia do niego i wyciągnięcia „na powierzchnię”. Tymczasem ze strony tych środowisk od lat obserwujemy popis arogancji i samozadowolenia. To ślepa uliczka.

Polska rozpaczliwie potrzebuje elit z prawdziwego zdarzenia, bo to przecież na nich opiera się państwo i naród. Obecna klasa polityczna i kręgi artystyczno-medialne udowodniły, że nie są w stanie sprostać na tym kluczowym odcinku. Najwyższa pora na zmianę. Na nią jednak, niestety, się nie zanosi.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Wielka chryja o nic
Czytaj też:
PiS niech się boi "zwykłych Polaków"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także