Za przyjęciem wniosku premiera Borisa Johnsona o rozpisanie przedterminowych wyborów opowiedziało się 298 posłów. Aby został on przyjęty konieczne było uzyskanie 434 głosów poparcia.
Złożenie tego wniosku przez brytyjskiego premiera było rekacją na wynik wcześniejszego głosowania, w którym posłowie poparli tzw. ustawę Hilary'ego Benna, która w praktyce blokuje tzw. twardy brexit. W myśl przyjętych rozwiązań, jeśli nie zostanie wynegocjowane porozumienie dotyczące warunków wyjścia z Unii Europejskiej, premier będzie się musiał zwrócić do Wspólnoty z wnioskiem o przedłużenie terminu na przeprowadzenie brexitu do 31 stycznia 2020 roku. Obecnie Brytyjczycy mają czas do 31 października.
Przypomnijmy, że we wtrek - a więc tuż przed ważnym głosowaniem ws. brexitu - rząd Johnsona stracił większość w parlamencie. Poseł rządzącej Partii Konserwatywnej Philip Lee opuścił formację i dołączył do ugrupowania Liberalnych Demokratów. Polityk zrobił to w trakcie wystąpienia Johnsona na temat szczytu G7 w Biarritz. Liberalni Demokraci potwierdzili transfer parlamentarzysty w ich szeregi.
Partia Konserwatywna rządziła dotychczas dzięki porozumieniu z północnoirlandzką Demokratyczną Partią Unionistów, ale po wtorkowej decyzji Philipa Lee, traci większość mandatów w Izbie Gmin.
"Po długich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że nie mogę już służyć interesom moich wyborców i kraju jako konserwatywny poseł do Izby Gmin" – skomentował swój transfer Philip Lee. Na Twitterze zamieścił też swój list skierowany do premiera Johnsona.
Czytaj też:
Boris Johnson w tarapatach. Jego rząd traci większość przed ważnym głosowaniem ws. brexitu