Podczas prezentacji książki dziennikarza Massimo Tedeschiego w Brescii cytowany w środę przez media burmistrz nawiązał do początku epidemii: "Byliśmy bez broni na wojnie z podstępnym, niewidzialnym wrogiem". "Niestety - dodał - nie wszystko poszło dobrze".
– Nie ogłoszono narodowego stanu kryzysowego, jak powinno to nastąpić, a wtedy Brescia i Bergamo mogłyby się zorganizować – zaznaczył Del Bono.
Burmistrz szczególnie dotkliwie zaatakowanego przez wirusa Bergamo Giorgio Gori oświadczył zaś podczas prezentacji książki: "Na początku niestety było generalnie lekceważenie, nie naciśnięto guzika alarmowego, dzięki któremu być może uratowano by życie większej liczby ludzi". Jego zdaniem byłoby to możliwe, gdyby zamknięto miejscowości Alzano Lombardo i Nembro w prowincji Bergamo i ogłoszono je czerwonymi strefami jako ogniska zakażeń. Gori zauważył, że reakcja w tych miasteczkach na falę zakażeń była spóźniona nawet o półtora miesiąca.
– Na pewno były zaniedbania ze strony władz regionalnych; brakowało danych na temat koronawirusa, maseczek, testów – ocenił burmistrz Bergamo. Wyraził zarazem przekonanie, że "sieć publicznej i prywatnej służby zdrowia Lombardii pozostaje wzorem". – Błędem było też myślenie, że z tym wrogiem można walczyć tylko koncentrując się na szpitalach – oznajmił Gori.
W Lombardii potwierdzono dotąd około 93 tys. zakażeń koronawirusem. Podczas epidemii zmarło tam ponad 16 tys. osób. To prawie połowa wszystkich zgonów w kraju.