Rząd w Madrycie wyznaczył władzom Katalonii termin do 10 rano w poniedziałek. Premier Mariano Rajoy od piątku ostrzegał, że jeśli faktycznie region będzie chciał bez konsultacji ogłosić niepodległość, Madryt zastosuje odpowiednie kroki.
Negocjacje zamiast walki
Podobnie jednak jak w ubiegłym tygodniu, dzisiaj premier Katalonii nie ogłosił twardego odcięcia od Madrytu ale zaapelował o negocjacje. Carles Puigdemont chce rozmawiać z władzami centralnymi i ogłosić niepodległość za zgodą władz centralnych. W liście do premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, Puigdemont nie określił jasnego statusu regionu.
Komentując list premiera Katalonii, władze w Madrycie nazwały stanowisko Puigdemonta jako "nieważne" z prawnego punkty widzenia i dały premierowi kolejny termin na określenie stanu regionu – do czwartku.
Referendum i co dalej
W niedzielę 1 października, w Katalonii zorganizowano referendum niepodległościowe, które rząd w Madrycie (zgodnie z zapowiedziami) uznał za nielegalne. Podczas głosowania, doszło do wielu starć z policją, która blokowała lokale wyborcze. Rannych zostało ponad 900 osób – w tym funkcjonariusze policji, część rannych trafiła do szpitala.
Ostatecznie, według katalońskich władz 90 proc. osób biorących udział w głosowaniu opowiedziało się za niepodległością. Przeciwko uzyskaniu całkowitej autonomii miało opowiedzieć się 8 proc. głosujących. W sumie w referendum udział wzięło, według Barcelony, 2,3 miliona osób. Część głosów uznano za nieważne.
Czytaj też:
Dr Zajączkowski: Rząd Hiszpanii zlekceważył możliwości premiera Katalonii