W październiku 2012 roku Cezary Gmyz (obecnie "Do Rzeczy") napisał na łamach "Rzeczpospolitej", że polscy prokuratorzy i biegli, którzy badali wrak samolotu Tu-154M, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych – trotyl i nitroglicerynę. Publikacja wywołała w Polsce burzę, a w redakcji "Rz" doszło do czystki. Pracę stracili m.in. autor tekstu Cezary Gmyz, szef działu krajowego Mariusz Staniszewski i redaktor naczelny Tomasz Wróblewski. Dopiero po kilku latach sąd przyznał, że tekst "trotyl na wraku tupolewa" był rzetelny, a dziennikarzy zwolniono bezpodstawnie.
Najnowsze "Sieci" powracają do głośnego tematu. W poniedziałkowym numerze będzie można przeczytać artykuł Marka Pyza i Marcina Wikło, którzy twierdzą, że dotarli do informacji, że eksperci brytyjskich laboratoriów badający próbki przekazane przez Prokuraturę Krajową w maju 2017 roku, potwierdzili, że na wraku tupolewa był obecny trotyl. O sprawie tygodnie temu miała zostać poinformowana polska prokuratura.
"To informacja skrywana przez śledczych. Dowiedzieliśmy się jednak, że przed kilkoma tygodniami do polskiej prokuratury nadeszło pismo informujące o cząstkowych wynikach badań prowadzonych w Forensic Explosives Laboratory (FEL), podległej brytyjskiemu ministerstwu obrony jednostce specjalizującej się w badaniach kryminalistycznych związanych z materiałami wybuchowymi" – piszą dziennikarze.
Ich zdaniem odkrycie brytyjskich naukowców będzie miało "kolosalne" znaczenie dla ustalenia przyczyn tragedii z 10 kwietnia 2010 roku. "Przed laty w tej sprawie kuszono się o definitywne rozstrzygnięcia, mimo że materiał dowodowy mocno je podważał. Dlatego warto się wstrzymać z jednoznacznymi opiniami do momentu przeprowadzenia wszystkich analiz" – czytamy w udostępnionym fragmencie artykułu na portalu wpolityce.pl.
Czytaj też:
Gmyz o odkryciu przez Brytyjczyków trotylu na Tupolewie: Odczuwam gorzką satysfakcję