Zaczęło się w zajezdni
  • Agnieszka NiewińskaAutor:Agnieszka Niewińska

Zaczęło się w zajezdni

Dodano: 
Strajk w zajezdni autobusowej, sierpień 1980 r.
Strajk w zajezdni autobusowej, sierpień 1980 r.Źródło:ze zbiorów ośrodka PAMIĘĆ I PRZYSZŁOŚĆ
Wrocławska Solidarność narodziła się w autobusowej zajezdni nr 7 przy ulicy Grabiszyńskiej. To miejsce znaczy dla wrocławian tyle, ile Stocznia Gdańska dla gdańszczan

Zwykle gwarno robiło się już przed godziną piątą rano. Specjalne autobusy zwoziły kierowców wrocławskiego MPK do zajezdni, by ci ruszali na trasy, gdzie na przystankach czekali wrocławianie spieszący się do pracy czy szkoły. Jednak 26 sierpnia w zajezdni nr 7 przy ul. Grabiszyńskiej nie słychać było warkotu silników miejskich autobusów zaparkowanych równo jeden obok drugiego. Tego dnia kierowca Tomasz Surowiec do zajezdni przyjechał z bibułą ze strajkującego Gdańska z wypisanymi 21 gdańskimi postulatami.

Choć Stocznia Gdańska strajkowała już blisko dwa tygodnie, w oficjalnych mediach próżno było szukać informacji o przebiegu strajku, jego rozmiarze, kolejnych przyłączających się do niego zakładach, postulatach strajkujących. W radiu czy telewizji można było usłyszeć co najwyżej o „przerwach w pracy”. Prawdziwe informacje podawali sobie działacze opozycji, szukało się ich w Radiu Wolna Europa. Kierowca MPK Tomasz Surowiec, który zapoznał się z sytuacją w Gdańsku, postanowił podzielić się tymi informacjami z kolegami z zajezdni na Grabiszyńskiej. Wśród kierowców zawrzało.

SOLIDARNI Z GDAŃSKIEM

– Trudno mi teraz powiedzieć, kto rzucił hasło: „Strajk!”. Być może ja, być może ktoś inny. Tam było kilkudziesięciu kierowców. W każdym razie podjęliśmy decyzję o strajku solidarnościowym z Wybrzeżem – wspominał po latach w rozmowie zarejestrowanej przez Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” zmarły w 2016 r. Tomasz Surowiec.

Kierowcy zastawili bramę wjazdową do zajezdni autobusami i wysłali delegatów do pozostałych zajezdni. Do południa we Wrocławiu stanęły autobusy i tramwaje, i to pomimo że wielu kierowcom za plecami stawiano milicjantów albo funkcjonariuszy SB. Tłoczący się na przystankach mieszkańcy wiedzieli, że nie bez powodu nic nie jeździ.

Do zajezdni ciągnęli więc ludzie, którzy chcieli zasięgnąć informacji. Strajkujący z kolei zabierali się do redagowania komunikatów, prasy, które były dystrybuowane wśród mieszkańców.

Do strajku przyłączały się kolejne zakłady – z Wrocławia, a następnie z całego Dolnego Śląska. PKS, Hutmen, Stocznia Remontowa i Wrocławska Stocznia Rzeczna, FAT… Szybko powołano Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Jego centralą była zajezdnia nr 7.

Władzy nie na rękę było kolejne ognisko strajków. Surowiec wspominał, że partyjni dygnitarze, którzy do nich przyjechali, byli gotowi obiecać strajkującym wszystko – podwyżki, lepsze zaopatrzenie, nawet mięso i kurczaki – żeby tylko przerwali strajk. Strajkujący poparli 21 gdańskich postulatów i żądali łączności ze Stocznią Gdańską.

Tymczasem pod siatkowym płotem zajezdni na Grabiszyńskej gęstniał tłum. Zajezdnia nr 7 stała się dla Wrocławia tym, czym Stocznia Gdańska dla Gdańska. Mieszkańcy dostarczali strajkującym żywność, materace, śpiwory. Bramę zajezdni dekorowali kwiatami. Na placu między zaparkowanymi autobusami wystąpili artyści z wrocławskiej Opery. Uczestnicy tamtego strajku wspominają ogromną solidarność wrocławian.

Msza św. na terenie zajezdni autobusowej nr 7 przy ul. Grabiszyńskiej podczas strajki solidarnościowego z robotnikami z Wybrzeża, 1980 r.

29 sierpnia w zajezdni legendarny wrocławski duszpasterz ks. Stanisław Orzechowski, zwany Orzechem, odprawił mszę świętą. Po latach w książce „Wrocław walczy o wolność” ks. Orzechowski tak wspominał tamte wydarzenia: „Ksiądz Tadeusz Rybak (przyszły biskup legnicki) mówił, żeby nic od siebie nie mówić, tylko przeczytać list pasterski. Był chyba o spowiedzi, na pewno miał wyłącznie religijny charakter. Ale ja czułem, że ludzie czego innego oczekują. Jak zobaczyłem jezuitów z alei Pracy, którzy w autobusach spowiadali ludzi, ten tłum za płotem zajezdni, chyba z 20 tys. ludzi, to aż w gardle mnie ścisnęło. Chciałem, żeby ci za płotem i ci w zajezdni byli razem. Żeby strajkujący wiedzieli, jak ogromne mają poparcie. Powiedziałem: »Nie zginiecie. Będziemy o was pamiętać. Jeśli ktoś ma jakiś grosz, niech przerzuci go przez płot«”.

Na zajezdnię spadł deszcz pieniędzy. Zebrane do puszki były początkiem majątku dolnośląskiej Solidarności.

Na Dolnym Śląsku zastrajkowało w sumie blisko 180 zakładów. Mimo zapewnień władz, że Szczecin porozumienia już podpisał, a Gdańsk zaraz to zrobi, na Grabiszyńskiej nie podjęto decyzji o zakończeniu strajku tak długo, jak długo strajkujący nie mieli informacji z pierwszej ręki. Do Gdańska wysłali własną delegację. Strajk zakończyli, gdy wróciła ona z egzemplarzem porozumień gdańskich poświadczonych własnoręcznym podpisem Anny Walentynowicz. 1 września 1980 r. autobusy i tramwaje wyjechały na ulice Wrocławia, a uczestnicy strajku zabrali się do tworzenia wolnych związków zawodowych.

WROCŁAWSKA PODRÓŻ W CZASIE

Zajezdnia na Grabiszyńskiej służyła wrocławskiemu MPK do 2015 r. Budynek przeszedł gruntowny remont i zamienił się w nowoczesną przestrzeń edukacyjno-wystawienniczą. We wrześniu 2016 r. otwarte zostało Centrum Historii Zajezdnia poświęcone powojennej historii Wrocławia. Prowadzi je Ośrodek „Pamięć i Przyszłość”. – Wcześniej na mapie Wrocławia nie było takiego miejsca. Pokazujemy, jak przebiegał proces przybywania do Wrocławia ludności polskiej po drugiej wojnie światowej, jak to miasto się tworzyło, a potem jak w roku 1980 na nowo odzyskiwało swoją tożsamość. Jeśli ktoś chce poznać i zrozumieć Wrocław, jego zwiedzanie powinien zacząć właśnie od Zajezdni – mówi Jan Garnecki z Centrum Historii Zajezdnia.

Msza św. na terenie zajezdni autobusowej nr 7 przy ul. Grabiszyńskiej podczas strajki solidarnościowego z robotnikami z Wybrzeża, 1980 r.

Wystawa główna jest podzielona na osiem rozdziałów. Dzięki zbudowanej scenografii zwiedzający mogą przenieść się w czasie, zobaczyć, jak dawniej wyglądały ulice Wrocławia. – Centrum to miejsce zarówno dla mieszkańców Wrocławia, turystów z Polski, jak i gości zagranicznych. Zapraszamy odwiedzających, aby przenieśli się w czasie i przeżyli przygodę. Wystawa jest zorganizowana jak miasto – z ulicami, dworcem kolejowym, sklepem mięsnym, czytelnią, kioskiem i labiryntem. Można zejść też do podziemia, gdzie opowiadamy o opozycji antykomunistycznej. Nasz odbiorca może się poczuć jak ktoś, kto przyjeżdża do Wrocławia zaraz po wojnie, i w godzinę przeżyć 70 lat. Ekspozycja jest przygotowana tak, że zainteresuje zarówno młodszych, jak i starszych zwiedzających. Młodzież chętnie sięga po multimedia, dzięki rozbudowanej scenografii może niemal dotknąć Wrocławia, jakim był przed laty. Starsi goście, przemierzając wystawę, powracają pamięcią do dawnych lat swojego życia, wiele pamiątek, które przekazali nam wrocławianie, oddziałuje na ich wspomnienia – zwraca uwagę Jan Garnecki.

Centrum Historii Zajezdnia gromadzi także w formie audiowizualnej opowieści wrocławian, którzy przybyli do miasta po wojnie, organizuje konferencje naukowe, spotkania ze świadkami historii, projekcje filmowe. Młodzi ludzie mogą skorzystać z zajęć edukacyjnych. – „Nasza oferta edukacyjna jest bardzo bogata. Proponujemy młodzieży różne ścieżki. Mogą poznawać Wrocław, podążając drogą choćby działających na Dolnym Śląsku żołnierzy Armii Krajowej, opozycjonistów, artystów” – wylicza Jan Garnecki.

Centrum Historii Zajezdnia od dnia otwarcia odwiedziło już pół miliona zwiedzających.

Artykuł został opublikowany w 51/2019 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także