Dr Sutkowski: Demonstracje są działaniem proepidemicznym. Odpowiadają za wzrost zakażeń

Dr Sutkowski: Demonstracje są działaniem proepidemicznym. Odpowiadają za wzrost zakażeń

Dodano: 
Uczestnicy protestu przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego
Uczestnicy protestu przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego Źródło:PAP / Jakub Kaczmarczyk
Skutki demonstracji byłyby gorsze, gdyby ludzie ci spotykali się w zamkniętych przestrzeniach, ciasnych pomieszczeniach. Ale nie zmienia to faktu, że działania te naruszają zasady bezpieczeństwa i są w jakimś sensie działaniem proepidemicznym – mówi dr Michał Sutowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.

Rząd wprowadził dodatkowe obostrzenia w sprawie walki z COVID-19. Jednocześnie odbywały się ostatnio demonstracje w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Pana zdaniem te demonstracje mają wpływ na zwiększenie liczby zakażeń?

Dr Michal Sutkowski: Moim zdaniem mają. Oczywiście to nie jest wpływ tak olbrzymi, jaki by był w sytuacji, gdyby ludzie ci spotykali się w pomieszczeniach zamkniętych, na małej przestrzeni. Zawsze w przestrzeni otwartej to zagrożenie jest nieco mniejsze. Tym nie mniej uważam, że działanie tych osób jest w jakimś stopniu działaniem proepidemicznym, i w jakimś sensie odpowiada za częściowy wzrost zakażeń koronawirusem.

Dlaczego?

Przede wszystkim naruszona zostaje zasada DDM – dezynfekcja, dystans, maseczka. To podstawa w walce z wirusem. Tymczasem uczestnicy tych demonstracji nie zachowują żadnego dystansu – to jest główne zagrożenie. A dystans jest najważniejszy. Co do dezynfekcji i higieny – ludzie uczestniczący w demonstracjach też bardzo często dotykają różnych miejsc, trudno, żeby non stop myli ręce, przebywają razem wiele godzin. No i maseczki – z tym bywa różnie. Niektórzy się do noszenia maseczek stosują, inni nie, są tacy, którzy są bez masek, są tacy, którzy noszą maski dla podtrzymania tarczycy, a nie dla zasłonięcia nosa, czy ust. Ludzie ci razem krzyczą, śpiewają, są razem dłuższy czas, a potem chodzą do domów, gdzie mogą zarazić osoby starsze – rodziców, czy dziadków.

Jaki konkretnie będzie to wpływ – ile zakażeń więcej – może być w wyniku tych demonstracji?

Tu posłużę się analizami matematycznymi, które są dostępne – wg modeli matematycznych jeśli ta liczba protestujących się utrzyma, to będziemy musieli się liczyć z kilkoma tysiącami zakażeń dziennie więcej. Trudno oczywiście powiedzieć, na ile zadziałają te obostrzenia, które są wprowadzane zadziałają. Trudno powiedzieć, czy przekroczymy tę granicę 70 zachorowań na 100 tysięcy, czyli 30 tysięcy zakażeń dziennie. Dane profesora Rakowskiego mówią, że szczyt zachorowań nastąpi 25 listopada, przy manifestacjach to będzie 31-32 tysięcy zachorowań. Trudno mi się z tymi danymi nie zgodzić, moje odczucia są takie, że może to będzie trochę wcześniej, na innym troszkę poziomie, ale to są wartości dramatycznie duże. Proszę zauważyć, że 400 osób dziennie umiera z powodu koronawirusa bądź chorób współistniejących. Chciałbym przypomnieć jedną rzecz.

Jaką?

Kilka miesięcy temu mówiłem, że granica między 1 proc. śmiertelności, czyli 8, 10 przypadkami dziennie, a 40 przypadkami, to jest cienka czerwona linia. I, że od naszej postawy zależy 2/3 zakażeń i zachorowań. A więc tak naprawdę wszystko w naszych rękach.

Mówi się, że gdyby stosowano twardo zasady DDM – dezynfekcja, dystans, maseczka – to żaden lockdown nie byłby potrzebny?

To znaczy w ostatnich dniach daje się zauważyć, że wraca dyscyplina. Ale jest pewna grupa, w której nie wraca nic. Tymczasem państwo to jednak pewna umowa społeczna i zasady, które powinny obejmować wszystkich. Musi być pewna dyscyplina. Obowiązująca i rządzących i rządzonych. Tymczasem jest wiele zachowań niewłaściwych. Bez nich lockdown nie byłby potrzebny.

Czytaj też:
Protesty wpływają na wzrost liczby zakażeń. Ciekawy wykres

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także