Kobiety-motyle: rak nie poczeka na koniec epidemii koronawirusa
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Kobiety-motyle: rak nie poczeka na koniec epidemii koronawirusa

Dodano: 
Szpital
Szpital Źródło: PAP / fot. Barbara Ostrowska
Zalecenia pozostania w domu oraz informacje, że duży procent osób zakażonych koronawirusem to pracownicy systemu ochrony zdrowia, powodują, że wiele osób unika wizyt u lekarza. W przypadku raka jajnika to katastrofa, bo już dziś w 70 proc. przypadków jest on wykrywany, gdy są już przerzuty do innych narządów.

Odkąd zaczęła się epidemia koronawirusa SARS-CoV-19, Barbara wychodzi z domu tylko na konieczne wizyty w szpitalu. Od kilku lat choruje na raka jajnika, przyjmuje chemioterapię, jest więc w grupie wysokiego ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19. Mąż pracuje zdalnie, z domu wychodzi tylko do sklepu. 9-letnia córka też nigdzie nie wychodzi. – Mamy areszt domowy – śmieje się Barbara.

Lęk o zakażenie koronawirusem towarzyszy dziś wszystkim chorym na nowotwory. – Pacjentki z rakiem jajnika zdają sobie sprawę z tego, że są grupą wysokiego ryzyka, a w przypadku zachorowania ich rokowania są złe. Dlatego bardzo silny jest u nich lęk przed zakażeniem. Starają się nie wychodzić z domu, nie kontaktować się z innymi i jak najrzadziej przychodzić do szpitala. Widzę, jak w szpitalu są też przestrzegane rygory zakładania maseczek, dezynfekcji, jak lekarze starają się, by pacjentki nie stykały się ze sobą – opowiada Barbara.

Dla pacjentów onkologicznych, szczególnie tych, którzy otrzymują chemioterapię, radioterapię, są w programach lekowych, najważniejsze zadanie na dziś to nie zarazić się koronawirusem. Nie tylko dlatego, że każdy pacjent onkologiczny jest w grupie ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19, ale również dlatego, że w przypadku pojawienia się infekcji leczenie onkologiczne trzeba zawiesić: a to może prowadzić do progresji choroby nowotworowej.

– Staramy się tak zorganizować pracę, by szpital był miejscem maksymalnie bezpiecznym. Od początku namawialiśmy pacjentki, by przebywały na oddziale w maseczkach. Staramy się ograniczyć naszą aktywność zawodową w innych miejscach, żeby nie narażać się na ryzyko zakażenia i nie być jego transmiterem dla naszych pacjentek – mówi prof. Radosław Mądry, kierujący Oddziałem Ginekologii Onkologicznej w Szpitalu Przemienia Pańskiego w Poznaniu, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej i przewodniczący Grupy ds. Raka Jajnika. Po to, żeby zmniejszyć ryzyko zakażenia SARS-COV-2, zespół kliniki został podzielony; część lekarzy pracuje z domu. – To nasze „zabezpieczenie” na wypadek pojawienia się koronawirusa na oddziale i konieczności poddania się kwarantannie. Wtedy zespół, który pracuje z domu, będzie mógł pomagać pacjentkom na oddziale – mówi prof. Radosław Mądry.

Pacjentki też starają się pomóc w tej trudnej sytuacji. – Kupiłyśmy maszynę do drukowania przyłbic dla personelu szpitali, maseczki dla pacjentek, żeby były jak najlepiej chronione, gdy przychodzą na wizytę. Wszyscy musimy łączyć siły, by dać sobie radę w tej trudnej sytuacji – opowiada Barbara, która działa też w stowarzyszeniu „Niebieski Motyl”, pomagając innym kobietom zmagającym się z nowotworami ginekologicznymi.

Bez diagnozy nie ma leczenia

Nowoczesne leczenie raka to dziś leczenie spersonalizowane, uzależnione od mutacji genetycznych nowotworu. Przed rozpoczęciem leczenia niezbędna jest właściwa diagnostyka. – W laboratorium pracujemy „pełną parą”, bo nowotwory nie podlegają kwarantannie. Wykonujemy badania niezbędne do leczenia personalizowanego. W przypadku raka jajnika są to badania w kierunku obecności mutacji w genach BRCA1, BRCA2. Wykonujemy je na bieżąco. Teraz przygotowujemy się też do wykonywania testów w kierunku koronawirusa, jednak będziemy to robić w innej części szpitala, praktycznie budujemy w ekspresowym tempie drugie nowe „wirusowe” laboratorium, by zminimalizować ryzyko zakażenia i paraliżu w głównym laboratorium. Badania dla pacjentów onkologicznych muszą być wykonywane na bieżąco – mówi prof. Artur Kowalik, kierujący Zakładem Diagnostyki Molekularnej Świętokrzyskiego Centrum Onkologii.

Niepokoi go jednak to, że odkąd zaczęła się epidemia koronawirusa, do laboratorium napływa mniej (o około 10 proc.) zleceń na badania w kierunku BRCA1, BRCA2 z innych ośrodków onkologicznych. Trudno dziś ocenić, czy powodem jest to, że kobiety zwlekają z pójściem do lekarza przy wystąpieniu objawów mogących wskazywać na nowotwór, czy raczej to, że część operacji i badań w mniejszych ośrodkach onkologicznych jest odwoływanych, czy może powód bardziej prozaiczny - kłopoty logistyczne z wysyłką materiału. Fakt jest jednak, że o 10 proc. badań mniej może oznaczać, że o tyle mniej chorych nie otrzyma personalizowanego leczenia.

Ważna dobra organizacja

Epidemia COVID-19 nie musi oznaczać pogorszenia leczenia onkologicznego. – W naszym szpitalu cały czas jest prowadzona diagnostyka, są wykonywane operacje onkologiczne. Możemy przesunąć na później termin zabiegu nieonkologicznego, jednak przesunięcie zabiegu u chorej na raka jajnika skończyłoby się katastrofą. Nie można też odsuwać pacjentce chemioterapii, która utrzymuje ją przy życiu – mówi prof. Mądry.
Jeśli ze względu na stan pacjentki jest to możliwe, lekarze proponują zamianę chemioterapii podawanej dożylnie na tabletkową albo zamiast wizyt co miesiąc proponują je co trzy miesiące. – Ministerstwo i NFZ umożliwiło nam w przypadku niektórych programach lekowych wydawanie pacjentkom leków na trzy miesiące. Oczywiście, jeśli pacjentka źle się czuje, zawsze może się z nami skontaktować – dodaje prof. Mądry.

Leczenie raka jajnika to leczenie chirurgiczne i w większości przypadków chemioterapia. U ok. 85 proc. kobiet pojawia się jednak nawrót choroby. Oprócz chemioterapii jest dziś też możliwość nowoczesnego leczenia. Jedną z opcji są leki antyangiogenne, które nie pozwalają nowotworowi otoczyć się siatką naczyń krwionośnych. Dla kobiet z mutacjami w genach BRCA1, BRCA2, po chemioterapii jest możliwość zastosowania inhibitorów PARP (olaparyb, niraparyb).

– Jeszcze niedawno kobiety po diagnozie raka jajnika żyły ok. 24 miesięcy. Obecnie 50-60 miesięcy nie jest już niczym nadzwyczajnym. Są kobiety, które żyją 10, 15 lat po diagnozie. Mimo że nadal jest to bardzo trudny w leczeniu nowotwór, to 15-20 proc. kobiet przeżywa 10 lat bez cech nawrotu choroby. To przede wszystkim zasługa coraz większej liczby leków, które bardzo efektywnie wydłużają życie – mówi dr hab. Radosław Mądry.

Warto też czerpać lekcje z pandemii i np. pomyśleć o rozwiązaniach z zakresu e-diagnostyki i stworzyć m.in. takie rozwiązania, które pozwolą, żeby wynik badania był dostępny dla pacjentki w każdej chwili i mogła do niego sięgnąć bez względu na to, w jakim ośrodku się znajduje.

Ważne wykrywanie

W trudnej sytuacji mogą znaleźć się pacjentki, które zachorują na raka jajnika w czasie epidemii COVID-19. Zalecenia pozostania w domu oraz informacje, że duży procent osób zakażonych koronawirusem to pracownicy systemu ochrony zdrowia, powodują, że wiele osób unika wizyt u lekarza. Przez to jest ryzyko, że diagnoza nowotworu jeszcze bardziej się opóźni. W przypadku raka jajnika byłaby to katastrofa, bo już dziś w 70 proc. przypadków jest on wykrywany, gdy są już przerzuty do innych narządów.

Powodem jest to, że rak jajnika daje mało charakterystyczne objawy, najczęściej ze strony przewodu pokarmowego: wzdęcia, powiększenie obwodu brzucha, zaparcia; rzadziej ze strony układu moczowego. Takie objawy nie nasuwają podejrzenia, że problem dotyczy narządu rodnego. Jeśli jednak te nietypowe dolegliwości utrzymują się, nie można czekać na koniec epidemii koronawirusa. Konieczna jest konsultacja z lekarzem - najpierw telefoniczna, a później przyjście na wizytę.

Kobiety, w których rodzinach zdarzały się zachorowania na raka jajnika lub piersi, powinny wykonać badania genetyczne, sprawdzając, czy nie mają mutacji w genach BRCA1, BRCA2). – Obecnie ten program został zawieszony, podobnie jak inne programy profilaktyczne, jednak po zakończeniu epidemii zachęcamy do skorzystania z niego. Jeśli jednak kobieta ma niepokojące objawy, powinna wykonać badania i przyjść na wizytę. Naszą rolą jest jej stworzenie takich zabezpieczeń, by nie zaraziła się koronawirusem w trakcie wizyty – mówi prof. Mądry.

Zalecenia dla pacjentów onkologicznych w dobie COVID-19

1. Pozostań w domu, unikaj kontaktu z osobami, które nie mieszkają z tobą. Unikaj chodzenia do sklepu, korzystania z komunikacji miejskiej. Na wizyty do szpitala najlepiej dojeżdżać samochodem z osobą wspólnie zamieszkującą.
2. Nie przerywaj terapii onkologicznej, chyba że tak zaleci lekarz.
3. Do szpitala przychodź w maseczce i jednorazowych rękawiczkach. Należy je zdjąć i wyrzucić zaraz po wyjściu ze szpitala. Przed przyjściem na wizytę naucz się, jak prawidłowo zakładać i zdejmować maseczkę oraz rękawiczki (filmy dostępne w Internecie).
4.W przypadku wystąpienia gorączki, zaburzenia węchu, smaku, bólów mięśni stawów, duszności (te objawy mogą sugerować infekcję koronawirusem) skontaktuj się ze stacją sanitarno-epidemiologiczną w sprawie wykonania testu. Aktywne zakażenie COVID-19 jest przeciwwskazaniem do leczenia onkologicznego. Konieczny jest kontakt z lekarzem prowadzącym.

Artykuł został opublikowany w 17/2020 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także