Druga fala COVID trafi na społeczeństwo bardziej przygotowane. Konfrontacja z zagrożeniem uodparnia
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Druga fala COVID trafi na społeczeństwo bardziej przygotowane. Konfrontacja z zagrożeniem uodparnia

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneŹródło:Adobe Stock
Część osób boi się zagrożenia, inni uważają, że COVID-19 to problem sztucznie wymyślony. - Bagatelizowanie zastrzeżeń i niewiara w chorobę jest typowe dla osób, które nigdy nie przeżyły bezpośredniej konfrontacji z zagrożeniem - mówi prof. Janusz Heitzman, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Część osób nosi maseczki i obawia się zakażenia, inni uważają, że koronawirus nie jest zagrożeniem. Co dzieje się z naszą psychiką w fazie przewlekłej epidemii?

Nadal wiele osób czuje się zagrożonych. Ograniczenia i nawoływanie do pozostania w domu wywoływały negatywne konsekwencje dla zdrowia psychicznego. Widać było wzrost spożycia alkoholu, przemocy domowej, zachowań konfliktowych. Wielu osobom zajrzało w oczy widmo obniżenia dotychczasowego poziomu życia przez likwidację miejsc pracy, spadek dochodów. Lęk wynikający z zagrożenia koronawirusem zmienił się w lęki o charakterze ekonomiczno-społecznym, które powodowały uczucie wewnętrznego niepokoju i braku bezpieczeństwa, podsycane przez sprzeczności w przekazach informacyjnych. Nadal istnieje zagrożenie epidemiczne, są też informacje, że wirus może zmutować. Powoduje to lęk, szczególnie u osób z grup ryzyka, starszych, mających choroby współistniejące.

W trudnej sytuacji są też osoby już wcześniej mające depresję, lęki?

Tak, nie dotyczy to jednak tak bardzo osób mających psychozy. Okazuje się, że jeśli bodźce zewnętrzne są bardzo silne, to osoba, która ma np. urojenia, zaczyna mniejszą uwagę poświęcać własnemu wnętrzu - temu choremu, psychotycznemu.

Leczy ją poczucie zagrożenia?

Osacza ją w realnych problemach. Epidemia ma też korzystny wpływ na osoby, które były objęte pewną formą społecznego odrzucenia, ostracyzmu, np. ze względu na inny, zwracający uwagę wygląd fizyczny czy zachowanie. W momencie założenia maski wtopiły w tłum. To takie poczucie: „Jestem taki jak inni, bo maseczkę nosi i piękny, i szpetny”. Zrównanie społeczne dla wielu osób było bardzo korzystne.

W trudnej sytuacji są osoby, które zostały zakażone COVID. Obawiały się nasilenia zaburzeń oddychania, podłączenia do respiratora, zaburzeń świadomości, śmierci. W podobnej sytuacji były osoby pracujące z zakażonymi. Często dotykał je zespół przewlekłego zmęczenia i wypalenia zawodowego.

W pierwszym etapie epidemii ilość sprzedawanych środków antydepresyjnych wzrosła o ok. 20 proc. Aż tak wiele osób ma problemy z psychiką?

Sprzedaż środków antydepresyjnych stale wzrasta, to coraz bardziej powszechny problem. Leki przeciwdepresyjne nowej generacji przyjmuje codziennie ok. 1,5 mln osób w Polsce. Często przepisują je lekarze różnych specjalności, gdy pacjent np. ma cukrzycę i jednocześnie obniżony nastrój. Nie zawsze są to objawy dużej depresji, choroby afektywnej jedno- czy dwubiegunowej.

Dlaczego nie radzimy sobie z trudnymi sytuacjami, tylko musimy brać leki?

Jeśli zawodzą inne sposoby radzenia sobie z sytuacją trudną, leki są jedynym rozwiązaniem. Ktoś, kto nie może spać, w pewnym momencie sięgnie po tabletkę. Leki nowej generacji nie powodują uzależnienia, jak to było w przypadku benzodiazepin. Część osób z powodu lęku przed zakażeniem zaczęła w ilościach niekontrolowanych przyjmować suplementy diety, o których usłyszała, że zwiększają odporność. Gdy mamy poczucie ograniczonych możliwości radzenia sobie z trudną sytuacją, chwytamy się wszystkiego, by poprawić samopoczucie.

Przez COVID wzrosła liczba osób z zaburzeniami depresyjnymi i lękowymi?

Na całym świecie wzrasta liczba zaburzeń depresyjnych. Występują średnio u ok. 20 proc. narażonej populacji. Jeśli uznamy, że cała populacja Polski była narażona z powodu stresora, jakim jest epidemia COVID-19, to u 20 proc. ujawniają się objawy. Większość osób ma sposoby radzenia sobie z trudną sytuacją, np. ucieka w pracę, hobby, potrafi rozładować uczucie lęku. Niektórzy uzależniają się od alkoholu, gier komputerowych, smartfona, albo np. od jedzenia. Z tych, którzy sami nie potrafili sobie poradzić, ok. 20 proc. będzie wymagało jakiejś formy wsparcia psychologicznego, a niektórzy, przez pewien czas także leczenia. To może być nawet 200-300 tys. osób.

Jest jednak też druga strona: niektórzy zaczęli bardziej twórczo funkcjonować w swoich domach, odkrywali swoje talenty, np. komponowali piosenki, rapowali. Okres izolacji i wyciszenia jest też okresem wzmożonej refleksyjności: to takie przyspieszone dojrzewanie społeczne, emocjonalne. Mamy więcej czasu na zastanowienie się nad sobą, życiem, decydowanie o tym, co mogę jeszcze zrobić. Odnoszę wrażenie, że szczególnie młodzi ludzie, na progu dorosłości, obudzili się społecznie, zaczęli się określać również w wyborach politycznych. Pandemia ma nie tylko wymiar klęski. W trudnej sytuacji są za to osoby starsze, gdyż osamotnienie, izolacja, ryzyko choroby zawsze rodzi pytania: „Czy starczy mi pieniędzy na leczenie, opiekę, leki”, „Co będzie, jak nie będę mógł wyjść z domu”. Osoby starsze są też bardziej podatne na zagrożenia wzniecane przez media, bo częściej przebywają w domu, cały dzień mają w telewizji przekaz, że ludzie chorują, umierają.

Są jednak też osoby świetnie radzące sobie w stresujących sytuacjach: zgłaszają się do szpitali, pomagają. Nie obawiają się zagrożenia?

To efekt uruchomienia wewnętrznych mechanizmów psychologicznych radzenia sobie z trudną sytuacją. Robiono takie badania dotyczące osób, które przeżyły ciężką sytuację związaną z pobytem w obozach koncentracyjnych, były prześladowane z przyczyn politycznych w latach 50., przebywały w celach śmierci, były deportowane w głąb ZSRR. Osoby słabsze psychicznie „rzucały się na druty”, umierały z powodu osłabienia odporności, ciężej chorowały np. na tyfus. Osoby o silniejszej psychice lepiej radziły sobie z chorobami. Ci, którzy przeżyli, lepiej potem radzili sobie z kolejnymi trudnymi sytuacjami, łatwo nie ulegały panice i histerii. Często wspierali innych.

Część osób, zwłaszcza młodych, neguje istnienie epidemii. Skąd taka postawa?

Jeśli mówi się, że z powodu koronawirusa chorują głównie osoby starsze, to młodzi myślą, że to naturalny porządek świata. Może po to, żeby „oczyścić” społeczeństwo ze starych, schorowanych, którzy są „kosztem”. To krótkowzroczne myślenie i duża rola pedagogów, którzy powinni rozmawiać z młodymi o wartościach. Nie można myśleć: „Jestem młody, więc należy mi się więcej niż temu, który jest stary”. Zwłaszcza że przecież to starsze osoby zapracowały na to, żeby młodzi mieli dziś ten przysłowiowy smartfon, wymarzony poziom technicznej cywilizacji i poczucie bezpieczeństwa. Młodzi nie potrafią sobie tego uświadomić, nikt im też o tym nie powiedział. Niestety, w szkołach realizuje się podstawę programową, a nie uwrażliwia na problemy innych.

Coraz więcej osób wręcz uważa, że COVID-19 problem sztucznie wymyślony.

Gdyby te osoby zaprowadzić na oddział, na którym prowadzi się wspomagane oddychanie za pomocą respiratora i zaproponować, żeby zdjęły maseczkę, to pewnie nikt by tego nie zrobił. Bagatelizowanie zastrzeżeń i niewiara w chorobę jest typowe dla osób, które nigdy nie przeżyły bezpośredniej konfrontacji z zagrożeniem, a problemy oglądają tylko w telewizji lub Internecie. Postawa zmienia się, gdy choroba dotyka rodzinę, bliskich. Gdyby chorowała co druga rodzina, 30 proc. kolegów, postawa byłaby inna. A tak wciąż wydaje się to tak dalekie od nas, że aż nieprawdziwe. Ale to też kwestia zaniedbań edukacyjnych.

Skutki epidemii dla naszej psychiki już są widoczne?

Tak, jednak nie są to tylko skutki negatywne. Konfrontacja z zagrożeniem może uodparniać, wskazywać sposoby radzenia sobie z trudną sytuacją. Mamy dwa sposoby reakcji na zagrożenie: albo uciekamy, albo walczymy. To jest albo ucieczka, albo atak. Kolejna fala epidemii, jeśli nadejdzie, trafi na społeczeństwo bardziej przygotowane, bardziej odporne.

Prof. Janusz Heitzman jest wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. psychiatrii sądowej.

Artykuł został opublikowany w 29/2020 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także