Bosak mówi: sprawdzam!

Bosak mówi: sprawdzam!

Dodano: 
Krzysztof Bosak
Krzysztof Bosak Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Gdy wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski oświadczył na Twitterze: „chcemy wypowiedzieć” konwencję stambulską, zainteresował mnie bardziej podmiot tej deklaracji, a nie jej przedmiot, który znam. Tymczasem z krótkiej wypowiedzi wiceministra nie wynikało (po pierwsze), kto chce konwencję wypowiedzieć i (po drugie) czy tylko chce, czy też ją wypowie – pisze dla portalu DoRzeczy.pl Marek Jurek.

Krótko mówiąc: nie wiadomo było, czy była to wypowiedź polityczna, deklaracja poważnych intencji, czy też wyborcze "machnięcie partyjnym skrzydłem", mrugnięcie okiem do przeciwnych gender wyborców, że "u nas też tak myślą", „chodzi nam o to samo”.

Dlatego też zaapelowałem tydzień temu o „oficjalne potwierdzenie przez rząd i partię rządzącą zapowiedzianego wypowiedzenia genderowego układu, więc o niezwłoczne złożenie do Sejmu ustawy deratyfikacyjnej”. Władze nie zareagowały, a sprawa wyjaśniła się szybko. Wiceminister Romanowski przyznał, że „nie wypowiadał się w imieniu rządu, ale w imieniu Solidarnej Polski, która od początku opowiadała się przeciwko ratyfikacji konwencji stambulskiej i” (tu jest właśnie moment największego zawodu) „nic się w tej materii nie zmieniło”, „nadal konsekwentnie optujemy za jej wypowiedzeniem”. Szkoda, bo mocny tweet wiceministra sugerował, że jednak coś „się w tej materii zmieniło”. A konsekwencja przez ostatnie pięć lat sprowadzała się do „opcji”, choć – żeby nie tracić zupełnie nadziei – można jeszcze postawić jedno pytanie: „gdzie?”. Gdzie tym razem Solidarna Polska optuje? W mediach czy w rządzie? W wywiadach czy w „Zjednoczonej Prawicy”?

Podobne pytanie zabrzmiało wczoraj mocno w wypowiedzi kandydata na prezydenta, Krzysztofa Bosaka, który przypomniał, że prezydent Andrzej Duda również pięć lat temu chciał wypowiedzieć konwencję stambulską, której jednakowoż do tej pory nie wypowiedział. W czasach więc, gdy politycy produkują bardziej emocje niż akty i instytucje, taką rzecz w debacie trzeba do końca wyjaśnić.

Jednak głos posła Bosaka to więcej niż przypomnienie zobowiązań i próba wyjaśnienia stanowiska władz. Jego apel o wypowiedzenie genderowej konwencji nie jest bynajmniej retoryczny. Jako kandydat, Bosak walczy o potwierdzenie społecznego mandatu swego ruchu politycznego i o podmiotowość swoich wyborców w obu turach wyborów prezydenckich. Ale sama kampania wyborcza jest również (a w każdym razie może i powinna być) aktem polityki, formą kształtowania polityki Rzeczypospolitej. W kampanii kandydaci otrzymują mandat na podejmowanie określonych działań, ale także oddziałują nawzajem na swoje stanowiska. Kampania jest momentem, gdy opinia publiczna może mieć szczególnie duży wpływ na tych, którzy będą działać w jej imieniu.

Apel Krzysztofa Bosaka sprawia więc, że kwestii wypowiedzenia genderowej konwencji stambulskiej (tak stanowczo odrzucanej przez Węgry, Słowację, Bułgarię i inne państwa Europy Środkowej) nie można ani usunąć z prezydenckiej kampanii wyborczej czy polityki państwa w ogóle, ani zbyć machnięciem partyjnym skrzydłem. To więcej niż prezentacja stanowiska, to akt polityczny istotnej wagi. Władza powtarza często, że chce „rozmawiać z ludźmi”. Jeśli tak – powinna niezwłocznie zareagować na wezwanie kandydata, który to, że mówi „w imieniu ludzi”, potwierdził już w wyborach i potwierdza w kampanii.

Czytaj też:
"Dokument przygotowany przez lewicę". Bosak chce wypowiedzenia przez Polskę konwencji stambulskiej
Czytaj też:
Romanowski: Konwencja Stambulska to manifest o charakterze polityczno-ideologicznym

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także